Właśnie jem śniadanie, kiedy słyszę głośne pukanie do drzwi. Jestem trochę zdziwiona, bo kto o tej porze przychodzi w odwiedziny, a poza tym wciąż nie nawiązałam większych znajomości w tym mieście. Moje zdziwienie jest jeszcze większe kiedy widzę przed sobą mężczyznę o nieprzeciętnym wzroście zasłoniętego ogromnym bukietem białych tulipanów. Jestem w takim szoku, że nie wiem co powiedzieć.
-Zbyszek, co Ty tutaj robisz?-w końcu się przełamuję i zmuszam moje struny głosowe do wydania jakichś dźwięków.
-Przyszedłem jeszcze raz Cię przeprosić. Słyszałem, że lubisz białe tulipany, więc oto one.-mówi i niepewnie wręcza mi bukiet.
-Przecież nie musiałeś.-wpuszczam swojego gościa do środka. A sama kieruję się do kuchni by wstawić kwiaty do wody.
-O widzę, że przeszkodziłem Ci w śniadaniu. No tak, ja zawsze wiem kiedy przyjść.- pomimo tego, że jestem odwrócona do niego tyłem, wiem, że w tym momencie się uśmiecha.
-Nie, no, nie przeszkodziłeś mi.-odwracam się i widzę, że mój gość dobrze czuje się w moim mieszkaniu, bo zajął najwygodniejsze miejsce w całym pomieszczeniu.-A tak poza tym coś Cię do mnie sprowadza, czy tak po prostu przyszedłeś sobie u mnie posiedzieć?
-No przyszedłem Cię przeprosić za moje bezmyślne zachowanie. Zachowałem się jak dzieciak, ale...-spuszcza wzrok i chyba szuka odpowiedniego sformułowania.
-Nie no spoko luz. Powiedzmy, że już nie pamiętam co się ostatnio wydarzyło.-mówię, sprzątając ze stołu swoją miseczkę z płatkami, których de facto prawie w ogóle nie zjadłam.
-Ale mi jest tak głupio.
-Ludzie. Zbyszek przestań, powiedziałam, że już nie pamiętam, to nie pamiętam. Przestań drążyć ten temat... A teraz muszę Cię przeprosić, ale muszę zacząć się zbierać bo dziś jest początek roku akademickiego.
-Studiujesz?-jego zdziwienie jest zabawne. Czyżby oceniał mnie jako takie beztalencie, któro nie potrafi się dostać nawet na studia?
-Tak. Zaczynam właśnie pierwszy rok. Zdziwiony?
-No tak troszkę. Ale jak chcesz to mogę Cię podwieźć.
-Nie musisz. Sama sobie poradzę, w końcu nie mam już pięciu lat.-mówię i lekko się do niego uśmiecham. Właśnie chce coś powiedzieć, ale zaczyna dzwonić jego telefon. Kiedy patrzy na wyświetlacz jego wyraz twarzy momentalnie zmienia się na bardziej spięty.
-Przepraszam, ale muszę odebrać, więc już pójdę. Do zobaczenia, mam nadzieję, że za niedługo.
-Cześć.-i po chwili słyszę trzask zamykanych drzwi. Udaję się w kierunku pokoju, z którego wychodzę po pół godzinie, gotowa już do wyjścia. Dziś postawiłam na klasykę, czyli czarne spodnie, biała koszula, czarna marynarka i tego samego koloru szpilki. Uśmiechnięta wychodzę z mieszkania, w końcu zaczynam studia w wymarzonym mieście i mam nadzieję, że będę zadowolona ze swojego wyboru. Niestety mój samochód ma jakąś tam usterkę i stoi teraz u mechanika, więc jestem zmuszona podróżować dzisiaj komunikacją miejską. Szczerze tego nie lubię, ale jak mus to mus.
Pomimo tego, że byłam już na uczelni kilka razy to wciąż zachwyca mnie wielkość tych wszystkich pomieszczeń. Początek roku akademickiego-czekałam na to od miesięcy i w końcu jest. Okazuje się, że na roku jest nas tylko 20 osób, więc stosunkowo mało. Ale mi taka liczba bardzo odpowiada, bo szczerze mówiąc nie lubię tłoku. Osoby z mojego roku wyglądają na miłe, więc mam nadzieję, że nawiążę w końcu jakieś nowe znajomości tutaj..
Po trzech godzinach wychodzę z uczelni. Postanawiam się przejść, w końcu dzisiejszy dzień jest przykładem polskiej złotej jesieni. Właśnie przechodzę przez park, kiedy ktoś łapie mnie za rękę i zakrywa usta. Kiedy mnie odwraca, widzę tego obleśnego typa z baru, który dwa miesiące temu, próbował się do mnie dobierać.
-W końcu mam Cię moja malutka.-mówi i zaczyna się szyderczo śmiać.-Teraz będziesz moja i tylko moja.-przerzuca mnie przez ramię i niesie do czarnego samochodu, stojącego nieopodal. Czyżby tak miałby wyglądać koniec mojego życia?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was razem z moim nowym rozdziałem ;) W sumie wyszedł trochę krótki i nie do końca tak jak chciałam, ale powiedzmy, że jest to kolejny rozdział na przełamanie w moim wykonaniu. Mogę też powiedzieć, że od tego momentu zaczyna się właściwa akcja całej historii...
Muszę przyznać, że nie do końca znam się na studiach, bo prawdę mówiąc jeszcze mam trochę czasu do nich, więc jeżeli zamieściłam jakieś błędne informacje to przepraszam. A poza tym jest to tylko wytwór mojej wyobraźni ;)
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny, nic nie obiecuję, bo czeka mnie trudny tydzień. Próbne egzaminy czas zacząć :/
Tak więc życzę powodzenia Wszystkim nieszczęśnikom takim jak ja, którzy od wtorku muszą zmierzyć się z próbnymi egzaminami końcowymi ;)
Ściskam Was Miśki ;*
niedziela, 8 grudnia 2013
piątek, 15 listopada 2013
Rozdział 14
Wczoraj był pierwszy mecz z Rosjanami. Nasi chłopcy sprostali zadaniu i pokonali przeciwników 3:2. Nie obyło się oczywiście bez problemów, w naszym zespole. Mecz oczywiście był pełen emocji i trwał prawie trzy godziny. Niestety nie było mi jednak dane porozmawiać ze Zbyszkiem, bo zaraz po zakończeniu meczu zniknął w szatni. A ja nie chciałam żeby pozostali na mnie czekali.
Noc spędziłam w jednym z najlepszych pokoi w hotelu. A teraz wybieram się na zwiedzanie Bydgoszczy. Muszę przyznać, że Zbyszek to wszystko bardzo dobrze zorganizował. Załatwił nam nawet przewodnika, w postaci swojego starego kolegi, ktory będzie pilnował byśmy się nie zgubili.
Po zaledwie pół godzinie zwiedzania trafiliśmy do Centrum Handlowego, gdzie z Kają zatraciłyśmy się na kilka dobrych godzin. A Dominik z Michałem znikneli w jednym z salonów gier.
Po kilkugodzinnych zakupach wracamy do hotelu. W tym momencie jestem prawie bankrutem, wydałam prawie całą kasę, którą wzięłam ze sobą na ten wyjazd. Ale nie żałuję. Moim łupem padła dopasowana, krótka sukienka sięgająca mi do połowy ud, czarne rurki z wysokim stanem, luźna koszuka i czarne, wysokie szpilki. Niby tak nie wiele, a jednak cieszy. Chociaż na chwilę przestałam myśleć o Bartmanie. I niech mi teraz ktoś powie, że pieniądze szczęścia nie dają...
-To jest mój najpiękniejszy dzień w życiu. Przynajmniej dzisiaj najpiękniejszy.-nagle ciszę, która trwała między nami od dłuższej chwili przerywa Kaja.
-Mhm... Mój też.-mówię i lekko się uśmiecham.
-A ja chcę zostać zaproszony na oficjalny pokaz waszych nowych zdobyczy.-mówi Michał, a na jego ustach pojawia się buńczuczny uśmiech.
-Mhm... No zastanowimy się nad tą propozycją.-mówię i posyłam mu szeroki uśmiech.
-Ale pod warunkiem, że weźmiesz ze sobą Zbyszka.-dodaje Kaja i wymienia z Dominikiem porozumiewawcze spojrzenia.
-A po co on tam?-mówię i spoglądam na tę dwójkę złowrogim spojrzeniem.
-A tak żeby było śmieszniej. No, ej. Nie fochaj się od razu na nas.
-Ok, ok. Spoko luz.
Dalsza część drogi powrotnej upływa nam w przyjemnej atmosferze. Michał cały czas ma coś nowego do powiedzenia, nadaje normalnie jak katarynka, przy czym doprowadza człowieka prawie do śmiechu przez łzy. W końcu docieramy do naszego celu. Wszyscy w pośpiechu rozchodzą się do swoich pokoi, bo już za niecałe dwie godziny kolejny mecz.
Mamy najlepsze miejsca na halii. Widok na boisko po prostu świetny. Pierwszy gwizdek arbitra i już zatracam się w oglądaniu tego pięknego widowiska. Nie docierają do mnie głosy z zewnątrz, a mój wzrok skupiony jest tylko na piłce, no i zawodniku z numerkiem 9 na koszulce. Każde zderzenie piłki z parkietem po stronie przeciwnika objawia się u mnie wybuchem radości, każdy atak Zbyszka sprawia, że się uśmiecham i jestem dumna z tego, że znam tego człowieka, świetnego zawodnika. I pomyśleć, że taka mała piłka i kawałek parkietu może dać tyle szczęścia. Po dzisiejszym dniu wiem, że są dwie rzeczy, które naprawdę mnie uszczęśliwiają-siatkówka i zakupy...
Tie-break. Piłka meczowa dla Rosjan przy stanie 14:12. Na zagrywkę wchodzi Spiridonov i... Niestety trafia. Mecz kończy się asem serwisowym rosyjskiego przyjmującego. Nasi zawodnicy schodzą z boiska jako pierwsi. No tak ból po porażce... Hala po woli pustoszeje. My też wychodzimy. W ciszy kierujemy się do hotelu, każdy idzie do swojego pokoju.
Biorę szybki prysznic i od razu idę spać, bo jutro rano wyjeżdżamy.
Słyszę dźwięk budzika i mam przemożną ochotę go wyłączyć, ale wiem że jeżeli teraz to zrobię, później nie zdąrzę. Otwieram powoli jedno oko, następnie drugie i spoglądam na wyświetlacz komórki, który wskazuje równo godzinę 7. Niezdarnie wstaję z łóżka i idę w kierunku łazienki. Biorę chłodny prysznic, który sprawia, że od razu mam więcej energii do życia. Włosy wiążę w luźnego koka i zakładam jasne jeansy i szarą koszulkę. Na koniec lekki makijaż i gotowe.
Kiedy schodzę na śniadanie, trójka moich towarzyszy już tam jest i zacięcie nad czymś debatuje. Jednak kiedy mnie widzą od razu cichną i niepewnie zmieniają temat. Chyba wiem o czym rozmawiali, ale nie mam ochoty znowu zaczynać jakąś awanturę. Uśmiecham się, więc i siadam obok Kai. Piję herbatę i powoli jem jedną małą kanapkę, pomimo tego, że w ogóle nie jestem głodna. Stare objawy powracają, a ja muszę z nimi walczyć...
Już po godzinie od śiadania siedzimy wszyscy w miśkowym aucie. Niestety Bartman też z nami wraca. Na szczęście nie muszę na niego patrzeć, bo usiadł sobie z przodu. Wciąż nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa, oprócz krótkigo "Cześć". A mi chyba taka sytuacja pasuje, bo jakoś straciłam ochotę na wyjaśnianie tej niefortunnej sytuacji.
Każdą niezręczną dla mnie ciszę, rozładowują Kaja z Michałem i Dominikiem. Ja w ogóle się nie odzywam. Gdybym miała wracać tylko ze Zbyszkiem, pewnie cała droga upłynęła by w ciszy...
W końcu dotarliśmy do Rzeszowa. Ja, Kaja i Bartman wysiadamy obok naszego bloku, a Michał odwozi Dominika. Właśnie chcę wziąć swoją torbę, kiedy powstrzymuje mnie dłoń Zbyszka.
-Pozwól, że ja to wezmę.-mówi i niepewnie patrzy na mnie. Zabieram tylko swoją dłoń i pozwalam mu wziąć moje rzeczy. Wchodzimy po schodach w ciszy. Kaja tylko co chwilę zerka na naszą dwójkę, widzę, że czuje napięcie, któro jest pomiędzy nami.
-Karolina. Możemy porozmawiać?-pyta nie pewnie. Kiedy już chcę wejść do swojego mieszkania.
-Ale o czym ty chcesz ze mną rozmawiać?
-Przecież wiesz...-mówi i niepewnie się uśmiecha.-To co wtedy pomiędzy nami zaszło. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale to było tak spontanicznie. Po prostu nie potrafiłem wtedy nad sobą panować...
-Mhm... Ok. Powiedzmy, że rozumiem. Wszystko by było w sumie w porządku, gdybyś ty wtedy nie uciekł...
-Czyli mam u ciebie jakąś sznasę?
-Tego nie powiedziłam.-na tym kończę naszą rozmowę. Wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długą nieobecność na blogu i za te wszystkie zaległości, które u Was mam... Niestety problemy, które teraz mam kompletnie zabrały mi ochotę na pisanie i czytanie czegokolwiek, do tego jeszcze doszła szkoła i niekończące się zadania domowe i wyszło jak wyszło... Obiecuję jednak, że nadrobię wszystkie zaległości u Was jak najszybciej ;)
Ten rozdział dedykuję szczególnie mojej Patrycji i Kindze, bez których ten rozdział pewnie wciąż by się nie pojawił. To one motywowały mnie do napisania kolejnych przeżyć Karoliny i pokazały, że ktoś wciąż chce to coś czytać... Tak więc Dziewczyny-Jesteście Najlepsze <3
Okey kończę już tę moją przemowę, bo zaraz będzie dłuższa niż rozdział...
Chcę tylko poweidzieć, że nie wiem kiedy pojawi się następna część historii o Zbyszku i Karolinie. Miejmy nadzieję, że jak najszybciej ;)
Jeszcze raz wszystkie Was przepraszam i pozdrawiam te, które wciąż jeszcze mają ochotę to masło maślane, które jest wyżej ;)
Buźki A. ;*
Noc spędziłam w jednym z najlepszych pokoi w hotelu. A teraz wybieram się na zwiedzanie Bydgoszczy. Muszę przyznać, że Zbyszek to wszystko bardzo dobrze zorganizował. Załatwił nam nawet przewodnika, w postaci swojego starego kolegi, ktory będzie pilnował byśmy się nie zgubili.
Po zaledwie pół godzinie zwiedzania trafiliśmy do Centrum Handlowego, gdzie z Kają zatraciłyśmy się na kilka dobrych godzin. A Dominik z Michałem znikneli w jednym z salonów gier.
Po kilkugodzinnych zakupach wracamy do hotelu. W tym momencie jestem prawie bankrutem, wydałam prawie całą kasę, którą wzięłam ze sobą na ten wyjazd. Ale nie żałuję. Moim łupem padła dopasowana, krótka sukienka sięgająca mi do połowy ud, czarne rurki z wysokim stanem, luźna koszuka i czarne, wysokie szpilki. Niby tak nie wiele, a jednak cieszy. Chociaż na chwilę przestałam myśleć o Bartmanie. I niech mi teraz ktoś powie, że pieniądze szczęścia nie dają...
-To jest mój najpiękniejszy dzień w życiu. Przynajmniej dzisiaj najpiękniejszy.-nagle ciszę, która trwała między nami od dłuższej chwili przerywa Kaja.
-Mhm... Mój też.-mówię i lekko się uśmiecham.
-A ja chcę zostać zaproszony na oficjalny pokaz waszych nowych zdobyczy.-mówi Michał, a na jego ustach pojawia się buńczuczny uśmiech.
-Mhm... No zastanowimy się nad tą propozycją.-mówię i posyłam mu szeroki uśmiech.
-Ale pod warunkiem, że weźmiesz ze sobą Zbyszka.-dodaje Kaja i wymienia z Dominikiem porozumiewawcze spojrzenia.
-A po co on tam?-mówię i spoglądam na tę dwójkę złowrogim spojrzeniem.
-A tak żeby było śmieszniej. No, ej. Nie fochaj się od razu na nas.
-Ok, ok. Spoko luz.
Dalsza część drogi powrotnej upływa nam w przyjemnej atmosferze. Michał cały czas ma coś nowego do powiedzenia, nadaje normalnie jak katarynka, przy czym doprowadza człowieka prawie do śmiechu przez łzy. W końcu docieramy do naszego celu. Wszyscy w pośpiechu rozchodzą się do swoich pokoi, bo już za niecałe dwie godziny kolejny mecz.
Mamy najlepsze miejsca na halii. Widok na boisko po prostu świetny. Pierwszy gwizdek arbitra i już zatracam się w oglądaniu tego pięknego widowiska. Nie docierają do mnie głosy z zewnątrz, a mój wzrok skupiony jest tylko na piłce, no i zawodniku z numerkiem 9 na koszulce. Każde zderzenie piłki z parkietem po stronie przeciwnika objawia się u mnie wybuchem radości, każdy atak Zbyszka sprawia, że się uśmiecham i jestem dumna z tego, że znam tego człowieka, świetnego zawodnika. I pomyśleć, że taka mała piłka i kawałek parkietu może dać tyle szczęścia. Po dzisiejszym dniu wiem, że są dwie rzeczy, które naprawdę mnie uszczęśliwiają-siatkówka i zakupy...
Tie-break. Piłka meczowa dla Rosjan przy stanie 14:12. Na zagrywkę wchodzi Spiridonov i... Niestety trafia. Mecz kończy się asem serwisowym rosyjskiego przyjmującego. Nasi zawodnicy schodzą z boiska jako pierwsi. No tak ból po porażce... Hala po woli pustoszeje. My też wychodzimy. W ciszy kierujemy się do hotelu, każdy idzie do swojego pokoju.
Biorę szybki prysznic i od razu idę spać, bo jutro rano wyjeżdżamy.
Słyszę dźwięk budzika i mam przemożną ochotę go wyłączyć, ale wiem że jeżeli teraz to zrobię, później nie zdąrzę. Otwieram powoli jedno oko, następnie drugie i spoglądam na wyświetlacz komórki, który wskazuje równo godzinę 7. Niezdarnie wstaję z łóżka i idę w kierunku łazienki. Biorę chłodny prysznic, który sprawia, że od razu mam więcej energii do życia. Włosy wiążę w luźnego koka i zakładam jasne jeansy i szarą koszulkę. Na koniec lekki makijaż i gotowe.
Kiedy schodzę na śniadanie, trójka moich towarzyszy już tam jest i zacięcie nad czymś debatuje. Jednak kiedy mnie widzą od razu cichną i niepewnie zmieniają temat. Chyba wiem o czym rozmawiali, ale nie mam ochoty znowu zaczynać jakąś awanturę. Uśmiecham się, więc i siadam obok Kai. Piję herbatę i powoli jem jedną małą kanapkę, pomimo tego, że w ogóle nie jestem głodna. Stare objawy powracają, a ja muszę z nimi walczyć...
Już po godzinie od śiadania siedzimy wszyscy w miśkowym aucie. Niestety Bartman też z nami wraca. Na szczęście nie muszę na niego patrzeć, bo usiadł sobie z przodu. Wciąż nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa, oprócz krótkigo "Cześć". A mi chyba taka sytuacja pasuje, bo jakoś straciłam ochotę na wyjaśnianie tej niefortunnej sytuacji.
Każdą niezręczną dla mnie ciszę, rozładowują Kaja z Michałem i Dominikiem. Ja w ogóle się nie odzywam. Gdybym miała wracać tylko ze Zbyszkiem, pewnie cała droga upłynęła by w ciszy...
W końcu dotarliśmy do Rzeszowa. Ja, Kaja i Bartman wysiadamy obok naszego bloku, a Michał odwozi Dominika. Właśnie chcę wziąć swoją torbę, kiedy powstrzymuje mnie dłoń Zbyszka.
-Pozwól, że ja to wezmę.-mówi i niepewnie patrzy na mnie. Zabieram tylko swoją dłoń i pozwalam mu wziąć moje rzeczy. Wchodzimy po schodach w ciszy. Kaja tylko co chwilę zerka na naszą dwójkę, widzę, że czuje napięcie, któro jest pomiędzy nami.
-Karolina. Możemy porozmawiać?-pyta nie pewnie. Kiedy już chcę wejść do swojego mieszkania.
-Ale o czym ty chcesz ze mną rozmawiać?
-Przecież wiesz...-mówi i niepewnie się uśmiecha.-To co wtedy pomiędzy nami zaszło. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale to było tak spontanicznie. Po prostu nie potrafiłem wtedy nad sobą panować...
-Mhm... Ok. Powiedzmy, że rozumiem. Wszystko by było w sumie w porządku, gdybyś ty wtedy nie uciekł...
-Czyli mam u ciebie jakąś sznasę?
-Tego nie powiedziłam.-na tym kończę naszą rozmowę. Wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długą nieobecność na blogu i za te wszystkie zaległości, które u Was mam... Niestety problemy, które teraz mam kompletnie zabrały mi ochotę na pisanie i czytanie czegokolwiek, do tego jeszcze doszła szkoła i niekończące się zadania domowe i wyszło jak wyszło... Obiecuję jednak, że nadrobię wszystkie zaległości u Was jak najszybciej ;)
Ten rozdział dedykuję szczególnie mojej Patrycji i Kindze, bez których ten rozdział pewnie wciąż by się nie pojawił. To one motywowały mnie do napisania kolejnych przeżyć Karoliny i pokazały, że ktoś wciąż chce to coś czytać... Tak więc Dziewczyny-Jesteście Najlepsze <3
Okey kończę już tę moją przemowę, bo zaraz będzie dłuższa niż rozdział...
Chcę tylko poweidzieć, że nie wiem kiedy pojawi się następna część historii o Zbyszku i Karolinie. Miejmy nadzieję, że jak najszybciej ;)
Jeszcze raz wszystkie Was przepraszam i pozdrawiam te, które wciąż jeszcze mają ochotę to masło maślane, które jest wyżej ;)
Buźki A. ;*
niedziela, 15 września 2013
Rozdział 13
Dziś jest mecz sparingowy Złotopolskich z Rosją. Czekałam na ten dzień z niecierpliwością, nie tylko dlatego, że nasi reprezentanci będą grać ze złotymi medalistami IO z Londynu, ale głównie dlatego, że będę mogła w końcu zobaczyć się i porozmawiać z Bartmanem. Nie rozmawialiśmy ze sobą od tego feralnego poranka, kiedy mnie pocałował i od tamtej pory nie mogę przestać o nim myśleć. Kaja postawiła jednoznaczną diagnozę-Nasza Karol zakochała się w przystojnym i egoistycznym facecie jakim jest Bartman-i nie omieszkała podzielić się nią z Dominikiem. Ja jak na razie nie potrafię się oswoić z myślą, że mogłam popełnić takie głupstwo i nie przyjmuję tego do wiadomości, wciąż rozmyślając o atrakcyjnym atakującym.
Słyszę dzwonek do drzwi, a po chwili śmiechy dobiegające z korytarza. To na pewno Dominik. Pewnie przyszedł wcześniej żeby znowu przesiedzieć znaczną część czasu w pokoju Kai. Odkąd Kaja wprowadziła się do mojego mieszkania, Witowicz jest częstym gościem tutaj. Zaczynam nawet podejrzewać, że tę dwójkę łączy coś więcej niż tylko przyjaźń, ale jak na razie Kaja mnie o niczym takim nie poinformowała.
Kolejną godzinę spędzam w swoim pokoju, ani na chwilę go nie opuszczając. W końcu z letargu myśli wyrywa mnie dzwonek do drzwi. To na pewno Misiek, który po nas przyjechał. Michał niestety nie dostał powołania. Po ostatniej kontuzji nie wrócił jeszcze w pełni do formy. Słyszę kolejny dźwięk dzwonka, który uświadamia mi, że sama muszę otworzyć mu drzwi, bo nikt inny nie pofatyguje się aby to zrobić. otwieram drzwi i widzę przed sobą wysokiego mężczyznę z uśmiechem na ustach.
-Cześć. Jestem Michał, a ty musisz być Karolina. Zbyszek opowiadał mi o tobie.
-Cześć. Tak to ja. Aż boję się pytać co on o mnie mówił.-mówię, wpuszczając gościa do środka.
-Nie martw się, same pozytywy. Gotowa już...-nie kończy, bo z pokoju wychodzą Kaja z Dominikiem.
-Yyy... Cześć.-no tak, Kaja nie lubi zawierać nowych znajomości.
-Cześć. Gotowi już jesteście do wyjazdu?
-Tak, możemy jechać.-mówię za wszystkich, bo ja i moja przyjaciółka jesteśmy gotowe już od rana, a torba Dominika stoi w kącie.
Chwile później jesteśmy już w drodze do samochodu Kubiaka, które okazuje się jak się spodziewałam autem sportowym.
Jesteśmy w drodze już od dobrych dwóch godzin. Michał okazał się bardzo wesołym i rozmownym człowiekiem. Zdążył mi już opowiedzieć chyba wszystkie swoje ważne i mniej ważne przeżycia ze swojego życia. Co chwilę zaskakuje mnie nowymi informacjami, a usta mu się nie zamykają. Mi taki układ w sumie pasuje, bo nie muszę mówić i opowiadać o sobie.
Nagle moja komórka zaczyna dzwonić, a na wyświetlaczu widnieje numer mojego rodzinnego telefonu domowego. Jestem jednak przekonana, że to nie moi rodzice ani rodzeństwo, ale dziadek, który jako jedyny uszanował moją decyzję i utrzymuje ze mną kontakt. Uśmiecham się i odbieram.
-Dzień dobry dziadku. Co u ciebie? Jak tam zdrowie?
-Dzień dobry wnusiu. U mnie wszystko po staremu. Dzwonię, żeby zapytać jak sobie radzisz.
-A wiesz co, wszystko w porządku. Mam prace, nowych znajomych, a teraz jestem w drodze do Bydgoszczy.-przed dziadkiem nigdy nie miałam żadnych tajemnic. To taka moja bratnia dusza.
-Tak się cieszę, że ci się udało tam zaaklimatyzować. Ja muszę kończyć, bo zaraz rodzice wrócą. Pa Karolciu.
-Do widzenia dziadku. Kocham cię.-po moim policzku zaczyna spływać pierwsza pojedyncza łza.
-Ja ciebie też kocham.-po tych słowach odkłada słuchawkę a ja zaczynam płakać jak bóbr. Zdezorientowany Michał próbuje dowiedzieć się co się stało. W końcu nie wytrzymuję i opowiadam mu o wszystkim. O mojej miłości do siatkówki i o tym, że przez to nie mam kontaktu z rodziną i znajomymi, a jedyną osobą która mnie wspiera jest dziadek. Michał jest zszokowany tym, że moi rodzice odwrócili się ode mnie i nie chcą mnie znać.
Temat mojej historii kończymy gdy wjeżdżamy do Bydgoszczy. Tu też dowiaduję się, że Zbyszek wynajął nam pokoje w najlepszym z hoteli, w pobliżu hali. Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że przyjęłam to zaproszenie, bo Bartman musiał pewnie sporo za to wszystko zapłacić. Postanawiam oddać mu pieniądze, które wydał na nasz przyjazd tutaj i chcę to zrobić jak najszybciej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest i 13 :) W pierwszej wersji miała być o wiele dłuższa, ale stwierdziłam, że może być za długa.
Tak więc to coś na górze pozostawiam waszej ocenie ;)
Buźki A. ;*
Słyszę dzwonek do drzwi, a po chwili śmiechy dobiegające z korytarza. To na pewno Dominik. Pewnie przyszedł wcześniej żeby znowu przesiedzieć znaczną część czasu w pokoju Kai. Odkąd Kaja wprowadziła się do mojego mieszkania, Witowicz jest częstym gościem tutaj. Zaczynam nawet podejrzewać, że tę dwójkę łączy coś więcej niż tylko przyjaźń, ale jak na razie Kaja mnie o niczym takim nie poinformowała.
Kolejną godzinę spędzam w swoim pokoju, ani na chwilę go nie opuszczając. W końcu z letargu myśli wyrywa mnie dzwonek do drzwi. To na pewno Misiek, który po nas przyjechał. Michał niestety nie dostał powołania. Po ostatniej kontuzji nie wrócił jeszcze w pełni do formy. Słyszę kolejny dźwięk dzwonka, który uświadamia mi, że sama muszę otworzyć mu drzwi, bo nikt inny nie pofatyguje się aby to zrobić. otwieram drzwi i widzę przed sobą wysokiego mężczyznę z uśmiechem na ustach.
-Cześć. Jestem Michał, a ty musisz być Karolina. Zbyszek opowiadał mi o tobie.
-Cześć. Tak to ja. Aż boję się pytać co on o mnie mówił.-mówię, wpuszczając gościa do środka.
-Nie martw się, same pozytywy. Gotowa już...-nie kończy, bo z pokoju wychodzą Kaja z Dominikiem.
-Yyy... Cześć.-no tak, Kaja nie lubi zawierać nowych znajomości.
-Cześć. Gotowi już jesteście do wyjazdu?
-Tak, możemy jechać.-mówię za wszystkich, bo ja i moja przyjaciółka jesteśmy gotowe już od rana, a torba Dominika stoi w kącie.
Chwile później jesteśmy już w drodze do samochodu Kubiaka, które okazuje się jak się spodziewałam autem sportowym.
Jesteśmy w drodze już od dobrych dwóch godzin. Michał okazał się bardzo wesołym i rozmownym człowiekiem. Zdążył mi już opowiedzieć chyba wszystkie swoje ważne i mniej ważne przeżycia ze swojego życia. Co chwilę zaskakuje mnie nowymi informacjami, a usta mu się nie zamykają. Mi taki układ w sumie pasuje, bo nie muszę mówić i opowiadać o sobie.
Nagle moja komórka zaczyna dzwonić, a na wyświetlaczu widnieje numer mojego rodzinnego telefonu domowego. Jestem jednak przekonana, że to nie moi rodzice ani rodzeństwo, ale dziadek, który jako jedyny uszanował moją decyzję i utrzymuje ze mną kontakt. Uśmiecham się i odbieram.
-Dzień dobry dziadku. Co u ciebie? Jak tam zdrowie?
-Dzień dobry wnusiu. U mnie wszystko po staremu. Dzwonię, żeby zapytać jak sobie radzisz.
-A wiesz co, wszystko w porządku. Mam prace, nowych znajomych, a teraz jestem w drodze do Bydgoszczy.-przed dziadkiem nigdy nie miałam żadnych tajemnic. To taka moja bratnia dusza.
-Tak się cieszę, że ci się udało tam zaaklimatyzować. Ja muszę kończyć, bo zaraz rodzice wrócą. Pa Karolciu.
-Do widzenia dziadku. Kocham cię.-po moim policzku zaczyna spływać pierwsza pojedyncza łza.
-Ja ciebie też kocham.-po tych słowach odkłada słuchawkę a ja zaczynam płakać jak bóbr. Zdezorientowany Michał próbuje dowiedzieć się co się stało. W końcu nie wytrzymuję i opowiadam mu o wszystkim. O mojej miłości do siatkówki i o tym, że przez to nie mam kontaktu z rodziną i znajomymi, a jedyną osobą która mnie wspiera jest dziadek. Michał jest zszokowany tym, że moi rodzice odwrócili się ode mnie i nie chcą mnie znać.
Temat mojej historii kończymy gdy wjeżdżamy do Bydgoszczy. Tu też dowiaduję się, że Zbyszek wynajął nam pokoje w najlepszym z hoteli, w pobliżu hali. Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że przyjęłam to zaproszenie, bo Bartman musiał pewnie sporo za to wszystko zapłacić. Postanawiam oddać mu pieniądze, które wydał na nasz przyjazd tutaj i chcę to zrobić jak najszybciej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest i 13 :) W pierwszej wersji miała być o wiele dłuższa, ale stwierdziłam, że może być za długa.
Tak więc to coś na górze pozostawiam waszej ocenie ;)
Buźki A. ;*
środa, 11 września 2013
Rozdział 12
-Jestem idiotą. Co ja zrobiłem? Dlaczego to zrobiłem? Jestem skończony. Karolina nie da mi kolejnej szansy.-w mojej głowie kłębią się tylko myśli tego typu. Pocałowałem ją i uciekłem jak jakiś tchórz. Zachowałem się jak dziecko. Dlaczego uciekłem? Tak naprawdę nie wiem. Chyba przestraszyłem się dalszych konsekwencji. W końcu dopiero zaczeliśmy budować na nowo nasze relacje, a ja znowu wykręcam jakiś numer. Teraz mogę zapomnieć, że będziemy dobrymi sąsiadami.
W tym wszystkim zapomniałem wziąć swoją mokrą koszulkę. Kiedy wybiegłem z jej mieszkania, pod moimi drzwiami czekała na mnie nie mała niespodzianka. Na wycieraczce stała moja była dziewczyna, która widząc mnie do połowy rozebranego od razu zaczęła na mnie krzyczeć.
-Ooo... Widzę, że znalazłeś sobie kolejną panienkę! Znudziły ci się przelotne znajomości, to bierzesz się za swoje sąsiadki? Powiedz, znam ją?! To ta Stasia z piętra wyżej, czy może ta Tośka co mieszka na samej górze? No przyznaj się tchórzu jeden!-jej słowom towarzyszą nieopanowane ruchy. Rzuca się na mnie i zaciśniętymi dłońmi próbuje uderzać w mój tors. Jednak ja łapię ją szybko za nadgarski i uniemożliwiam jej to.
-Nie spałem z żadną z nich. W ogóle nie spałem z żadną kobietą. Po prostu pomagałem sąsiadce naprawić kran i moja koszulka jest mokra.
-Aaa... To teraz tak to się nazywa. Rozumiem. W takim razie gdzie masz tą swoją mokrą koszulkę?-właśnie chcę jej odpowiedzieć, ale ona nie pozwala mi dojść do słowa.-Co? Nie wiesz gdzie jest koszulka? To ja ci powiem. Twoja koszulka leży u jednej z panienek, które pieprzyłeś i pieprzysz na boku.
-Czemu ty mnie tak oceniasz? Powiedz, nienawidzisz mnie za to, że z tobą zerwałem, prawda? Co kasa ci się skończyła? Nie masz z kim się prowadzać i udawać jak bardzo jesteś szczęśliwa u boku znanego siatkarza? Przyznaj w końcu, że to co było między nami od dawna było tylko zwykłą szopką odstawianą przez nas na pokaz. Od dawna nie łączyło nas nic oprócz seksu, nie kocham cię a ty mnie i oboje dobrze o rtm wiemy.
-Jak możesz twierdzić, że cię nie kochałam?
-A co myślisz, że nie wiem o tym, że spałaś z Paulem?-widzę jak jej oczy robią się wielkie i emituje z nich zaskoczenie.
-Al...ale skąd ty o tym wiesz?
-Lotman mi powiedział, bo jest lojalny w przeciwieństwie do ciebie.
-Jakim prawem mnie oceniasz? Ty nie jesteś lepszy. Umiesz zliczyć te, z którymi spałeś podczas naszego związku?
-Tak, były dwie. Przespałem się z nimi po pijanemu wtedy gdy mielismy jeden z wielu kryzysów.
-Nie wierzę ci...
-To jest już twój problem. A tak w ogóle co cię do mnie sprowadza, bo wątpię, że przyszłaś tylko zobaczyć jak sobie radzę bez ciebie.
-Bo ja... Bo ja jestem w ciąży i bardzo prawdopodobne jest to, że ty jesteś ojcem.
-Jak to bardzo prawdopodobne? To z iloma jeszcze spałaś w ostatnim czasie?
-Z tego chyba nie muszę ci się już tłumaczyć.
-Masz racje. nie musisz. Więc zadzwoń jak urodzi się dziecko żebym mógł zrobić testy. A teraz wyjdź i pozwól mi żyć własnym życiem.
-Tak po prostu mnie wyrzucasz?
-Tak i nie chcę cię tu więcej widzieć.-wypraszam ją z mojego mieszkania i zamykam za nią drzwi. Nie umiem pojąć jak mogłem być z tą kobietą dwa lata. Dwa lata z których tylko pół roku byliśmy naprawdę szczęśliwi, pozostały czas tp tylko szopka, którą odstawialiśmy aby pokozać jak bardzo jesteśmy szczęśliwi. Teraz, kiedy nie chcę mieć z nią nic wspólnego, okazuje się, że mogę zostać ojcem. Ale tym będę martwić się za dziewięć miesięcy, teraz mam inne problemy, np. jak mam zachowywać się w stosunku do Karoliny...
~*~
Wciąż mam przed sobą twarz Zbyszka, która niebezpiecznie zbliża się do mojej. Wciąż czuję smak jego ust na moich wargach. Wciąż czuję zapach jego mocnych, specyficznych perfum w moim mieszkaniu. I w końcu wciąż trzymam jego mokrą koszulkę w swoich dłoniach.
Posprzątałam łazienkę i wyszłam na korytarz, gdzie w kącie znalazłam jego koszulkę, którą teraz trzymam w dłoniach. Wciąż nie mogę do końca zrozumieć tego co wydarzyło się tutaj kilka godzin wcześniej. Nadal nie mogę pojąć tego co czuję od tamtego momentu. Chyba czuję niedosyt po tym zdarzeniu. Czyżbym pragneła czegoś więcej? Chyba się nie zakochałam. Nie mogłam się zakochać...
Słyszę dzwonek do drzwi. To na pewno Kaja. Dzwoniłam do niej, bo potrzebuję jej pomocy. W końcu muszę się ogrnąć.
-Jak się cieszę, że już jesteś.-mówię, otwierając drzwi.-Potrzebuję twojej pomocy.
-Postaram się coś zaradzić. Tylko musisz mi powiedzieć o co chodzi. A to co to?-Kaja zauważa koszulkę, którą położyłam na komodzie.
-To właśnie mała podpowiedź.
-Nie mów, że przespałaś się z Bartmanem.
-Nie, na szczęście nie. Ale całowałam się z nim i od tamtej pory czuję coś na wzór niedosytu.
-Nie wierzę. Na początku waszej znajomości nawet bym o tym nie pomyślała... Ale jak do tego w ogóle doszło?
-Rano jak chciałam wykonać poranną toaletę, przypadkiem wyrwałam kurek. Poprosiłam więc Zbyszka żeby mi pomógł...-opowiadam Kai wszystko, z najmniejszymi szczegółami.
-No to wygląda na to moja droga, że nadzwyczajniej w świecie się zakochałaś i ja nic na to nie poradzę...-na jej ustach pojawia się lekki uśmiech.
-To co ja mam zrobić?
-Porozmawiaj z nim o tym. To będzie najlepsze dla was obojga, bo on chyba też darzy cię ciut silniejszym uczuciem niż tylko przyjaźń.
-Łatwo ci powiedzieć...-mówię z zafrasowaną miną.
-W tym już ci nie pomogę, przynajmniej na razie. Muszę już niestety iść, załatwić kilka spraw związanych z moją przeprowadzką tutaj, ale zadzwonię do ciebie wieczorem, sprawdzić jak sobie radzisz.
-Skoro musisz...-Odproawadzam przyjaciółkę do drzwi i przytulam ją na pożegnanie. Po chwili znowu sama zostaję z tym wszystkim...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, bardzo Was przepraszam, za to że tak długo mnie tu nie było, ale miałam poważne problemy z internetem... Teraz powoli wracam tutaj i nadrabiam zaległości. Obiecuję, że przeczytam Wasze wszystkie opowiadania najszybciej jak tylko będę mogła. Ale zrozumcie szkoła się zaczęła i nie zawsze mogę się ze wszystkim wyrobić, więc proszę Was o odrobinę cierpliwości.
Kolejny rozdział pojawi się najprawdopodobniej w sobotę albo niedzielę.
Jeszcze raz bardzo Was przepraszam :)
Buźki A. ;*
W tym wszystkim zapomniałem wziąć swoją mokrą koszulkę. Kiedy wybiegłem z jej mieszkania, pod moimi drzwiami czekała na mnie nie mała niespodzianka. Na wycieraczce stała moja była dziewczyna, która widząc mnie do połowy rozebranego od razu zaczęła na mnie krzyczeć.
-Ooo... Widzę, że znalazłeś sobie kolejną panienkę! Znudziły ci się przelotne znajomości, to bierzesz się za swoje sąsiadki? Powiedz, znam ją?! To ta Stasia z piętra wyżej, czy może ta Tośka co mieszka na samej górze? No przyznaj się tchórzu jeden!-jej słowom towarzyszą nieopanowane ruchy. Rzuca się na mnie i zaciśniętymi dłońmi próbuje uderzać w mój tors. Jednak ja łapię ją szybko za nadgarski i uniemożliwiam jej to.
-Nie spałem z żadną z nich. W ogóle nie spałem z żadną kobietą. Po prostu pomagałem sąsiadce naprawić kran i moja koszulka jest mokra.
-Aaa... To teraz tak to się nazywa. Rozumiem. W takim razie gdzie masz tą swoją mokrą koszulkę?-właśnie chcę jej odpowiedzieć, ale ona nie pozwala mi dojść do słowa.-Co? Nie wiesz gdzie jest koszulka? To ja ci powiem. Twoja koszulka leży u jednej z panienek, które pieprzyłeś i pieprzysz na boku.
-Czemu ty mnie tak oceniasz? Powiedz, nienawidzisz mnie za to, że z tobą zerwałem, prawda? Co kasa ci się skończyła? Nie masz z kim się prowadzać i udawać jak bardzo jesteś szczęśliwa u boku znanego siatkarza? Przyznaj w końcu, że to co było między nami od dawna było tylko zwykłą szopką odstawianą przez nas na pokaz. Od dawna nie łączyło nas nic oprócz seksu, nie kocham cię a ty mnie i oboje dobrze o rtm wiemy.
-Jak możesz twierdzić, że cię nie kochałam?
-A co myślisz, że nie wiem o tym, że spałaś z Paulem?-widzę jak jej oczy robią się wielkie i emituje z nich zaskoczenie.
-Al...ale skąd ty o tym wiesz?
-Lotman mi powiedział, bo jest lojalny w przeciwieństwie do ciebie.
-Jakim prawem mnie oceniasz? Ty nie jesteś lepszy. Umiesz zliczyć te, z którymi spałeś podczas naszego związku?
-Tak, były dwie. Przespałem się z nimi po pijanemu wtedy gdy mielismy jeden z wielu kryzysów.
-Nie wierzę ci...
-To jest już twój problem. A tak w ogóle co cię do mnie sprowadza, bo wątpię, że przyszłaś tylko zobaczyć jak sobie radzę bez ciebie.
-Bo ja... Bo ja jestem w ciąży i bardzo prawdopodobne jest to, że ty jesteś ojcem.
-Jak to bardzo prawdopodobne? To z iloma jeszcze spałaś w ostatnim czasie?
-Z tego chyba nie muszę ci się już tłumaczyć.
-Masz racje. nie musisz. Więc zadzwoń jak urodzi się dziecko żebym mógł zrobić testy. A teraz wyjdź i pozwól mi żyć własnym życiem.
-Tak po prostu mnie wyrzucasz?
-Tak i nie chcę cię tu więcej widzieć.-wypraszam ją z mojego mieszkania i zamykam za nią drzwi. Nie umiem pojąć jak mogłem być z tą kobietą dwa lata. Dwa lata z których tylko pół roku byliśmy naprawdę szczęśliwi, pozostały czas tp tylko szopka, którą odstawialiśmy aby pokozać jak bardzo jesteśmy szczęśliwi. Teraz, kiedy nie chcę mieć z nią nic wspólnego, okazuje się, że mogę zostać ojcem. Ale tym będę martwić się za dziewięć miesięcy, teraz mam inne problemy, np. jak mam zachowywać się w stosunku do Karoliny...
~*~
Wciąż mam przed sobą twarz Zbyszka, która niebezpiecznie zbliża się do mojej. Wciąż czuję smak jego ust na moich wargach. Wciąż czuję zapach jego mocnych, specyficznych perfum w moim mieszkaniu. I w końcu wciąż trzymam jego mokrą koszulkę w swoich dłoniach.
Posprzątałam łazienkę i wyszłam na korytarz, gdzie w kącie znalazłam jego koszulkę, którą teraz trzymam w dłoniach. Wciąż nie mogę do końca zrozumieć tego co wydarzyło się tutaj kilka godzin wcześniej. Nadal nie mogę pojąć tego co czuję od tamtego momentu. Chyba czuję niedosyt po tym zdarzeniu. Czyżbym pragneła czegoś więcej? Chyba się nie zakochałam. Nie mogłam się zakochać...
Słyszę dzwonek do drzwi. To na pewno Kaja. Dzwoniłam do niej, bo potrzebuję jej pomocy. W końcu muszę się ogrnąć.
-Jak się cieszę, że już jesteś.-mówię, otwierając drzwi.-Potrzebuję twojej pomocy.
-Postaram się coś zaradzić. Tylko musisz mi powiedzieć o co chodzi. A to co to?-Kaja zauważa koszulkę, którą położyłam na komodzie.
-To właśnie mała podpowiedź.
-Nie mów, że przespałaś się z Bartmanem.
-Nie, na szczęście nie. Ale całowałam się z nim i od tamtej pory czuję coś na wzór niedosytu.
-Nie wierzę. Na początku waszej znajomości nawet bym o tym nie pomyślała... Ale jak do tego w ogóle doszło?
-Rano jak chciałam wykonać poranną toaletę, przypadkiem wyrwałam kurek. Poprosiłam więc Zbyszka żeby mi pomógł...-opowiadam Kai wszystko, z najmniejszymi szczegółami.
-No to wygląda na to moja droga, że nadzwyczajniej w świecie się zakochałaś i ja nic na to nie poradzę...-na jej ustach pojawia się lekki uśmiech.
-To co ja mam zrobić?
-Porozmawiaj z nim o tym. To będzie najlepsze dla was obojga, bo on chyba też darzy cię ciut silniejszym uczuciem niż tylko przyjaźń.
-Łatwo ci powiedzieć...-mówię z zafrasowaną miną.
-W tym już ci nie pomogę, przynajmniej na razie. Muszę już niestety iść, załatwić kilka spraw związanych z moją przeprowadzką tutaj, ale zadzwonię do ciebie wieczorem, sprawdzić jak sobie radzisz.
-Skoro musisz...-Odproawadzam przyjaciółkę do drzwi i przytulam ją na pożegnanie. Po chwili znowu sama zostaję z tym wszystkim...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, bardzo Was przepraszam, za to że tak długo mnie tu nie było, ale miałam poważne problemy z internetem... Teraz powoli wracam tutaj i nadrabiam zaległości. Obiecuję, że przeczytam Wasze wszystkie opowiadania najszybciej jak tylko będę mogła. Ale zrozumcie szkoła się zaczęła i nie zawsze mogę się ze wszystkim wyrobić, więc proszę Was o odrobinę cierpliwości.
Kolejny rozdział pojawi się najprawdopodobniej w sobotę albo niedzielę.
Jeszcze raz bardzo Was przepraszam :)
Buźki A. ;*
środa, 17 lipca 2013
Rozdział 11
Promienie słoneczne, padające na moją twarz, sprawiają, że postanawiam się obudzić. Spoglądam na zegarek i widzę 8.30, więc spokojnie mogłabym jeszcze spać jakieś pół godziny. Ale nie, bo inteligentna Karolina zapomniała opuścić rolety. Udaję się do łazienki, z zamiarem wykonania porannej toalety. Kiedy próbuję odkręcić kurek nad umywalką, przypadkowo go wyrywam, a strumień wody uderza mnie w twarz. Z krzykiem wybiegam z łazienki i od razu dzwonię do hydraulika. Okazuje się, że on może przyjechać dopiero za godzinę. Za godzinę, będę mieć całe mieszkanie zalane. W panice wybiegam na korytarz i nie zważając na to, że jestem cała mokra, dobijam się do drzwi mojego sąsiada. Po chwili drzwi się otwierają i wygląda zza nich Zbyszek. Na mój widok jego oczy zaczynają się świecić.
-Cześć. Co ci się stało? Brałaś prysznic w ubraniu?-na twarzy Bartmana pojawia się uśmiech.
-Hahaha. Bardzo zabawne.-mówię z ironią w głosie.-A tak na serio potrzebuję twojej pomocy.
-Serio? Przecież ty nic ode mnie nie chcesz. Jesteś samowystarczalna.
-To jest sytuacja krytyczna. Sama nie dam sobie rady. Więc czy wać pan mógłby mi pomóc, czy może pańskie urażone ego panu nie pozwala?-mówię z irytacją w głosie.
-No nie wiem, nie wiem...
-Dobra to nie. Idę szukać pomocy gdzie indziej.-odwracam się na pięcie z zamiarem powrotu do swojego mieszkania. Jednak siatkarz mi to uniemożliwia chwytając mój nadgarstek.
-Przecież żartowałem. Oczywiście, że ci pomogę. Co się stało?
-Mam problem z umywalką. Oberwałam kurek i woda zalewa mi mieszkanie.-mówię, już otwierając drzwi swojego mieszkania. Wchodzę na korytarz i widzę jak spod drzwi łazienki wydobywa się woda.-Cholera, łazienka już na pewno zalana. Chodź szybko. Może jeszcze nie jest tak źle...
-O kurwa.-reakcja Zbyszka wyjaśnia wszystko. Moja łazienka cała zalana. Woda sięga mi do kostek i wciąż wypływa z uszkodzonego kranu.-Podaj mi jakiś ręcznik, spróbuję zahamować wypływ wody.-mówi podchodząc do kranu. Jego koszulka od razu robi się cała mokra i ściśle przylega do jego ciała. Ja szybko podaję mu jeden z ręczników, który on owija wokół miejsca skąd tryska woda.-Masz może jakiś klucz francuski?
-Nie, to znaczy nie wiem.
-Ok. A gdzie masz wyłącznik wodny?
-Powinien być w kącie na korytarzu.
-Dobrze, więc idź i zakręć dopływ wody. Ja nic więcej nie mogę tu zrobić.-od razu słucham Zbyszka i pospiesznie wychodzę z łazienki. Szybko wyłączam dopływ wody.
Po chwili z mojej łazienki wychodzi Zbyszek w mokrej koszulce. Po chwili jednym zwinnym ruchem ściąga ją i rzuca gdzieś w kąt. Widząc moje zszokowane spojrzenie lekko się uśmiecha.
-No co. Mokra była.-mówi i posyła mi swój buńczuczny uśmiech.
-No tak świetne wytłumaczenie...-mówię.-Moja koszulka też jest mokra i jakoś nie paraduję bez niej po mieszkaniu-dodaję.
-A szkoda...-mówi Bartman zamyślonym tonem.
-Że co proszę? Chyba się przesłyszałam.
-Powiedziałem, że szkoda, że nie chodzisz po mieszkaniu bez koszulki-w oczach siatkarza zaczynają skakać wesołe iskierki. Zbyszek zaczyna się do mnie niebezpiecznie zbliżać, a mi ściana zagradza drogę ucieczki. Zaczynam powoli panikować. A Bartman stoi już tuż przede mną. Jego twarz powoli zaczyna zbliżać się do mojej. Kiedy nasze usta dzielą już tylko milimetry czuję jak serce zaczyna mi szybciej bić. I nagle całuje mnie. Całuje mnie niepewnie i delikatnie. A ja co robię? W zasadzie nic nie robię, ja tylko próbuję zapamiętać fakturę i smak jego malinowych ust. Nagle on odrywa się ode mnie.
-Przepraszam, nie powinienem.-rzuca nerwowo i wybiega z mojego mieszkania. Po chwili słyszę krzyki Zbyszka i jakiejś kobiety na klatce schodowej. Mogę się tylko domyślać, że odwiedziła go jego była. Nie jestem w stanie zrobić nic, nawet iść posprzątać łazienkę. Tylko stoję z dłonią przy ustach, dotykając miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą były bartmanowe usta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem z kolejnym rozdziałem :) Zbyszka i Karolinę zaczyna chyba łączyć coś więcej. Ale jak to się potoczy? Zobaczymy w kolejnych rozdziałach ;)
Jeżeli to czytasz skomentuj, to naprawdę pomaga :)
-Cześć. Co ci się stało? Brałaś prysznic w ubraniu?-na twarzy Bartmana pojawia się uśmiech.
-Hahaha. Bardzo zabawne.-mówię z ironią w głosie.-A tak na serio potrzebuję twojej pomocy.
-Serio? Przecież ty nic ode mnie nie chcesz. Jesteś samowystarczalna.
-To jest sytuacja krytyczna. Sama nie dam sobie rady. Więc czy wać pan mógłby mi pomóc, czy może pańskie urażone ego panu nie pozwala?-mówię z irytacją w głosie.
-No nie wiem, nie wiem...
-Dobra to nie. Idę szukać pomocy gdzie indziej.-odwracam się na pięcie z zamiarem powrotu do swojego mieszkania. Jednak siatkarz mi to uniemożliwia chwytając mój nadgarstek.
-Przecież żartowałem. Oczywiście, że ci pomogę. Co się stało?
-Mam problem z umywalką. Oberwałam kurek i woda zalewa mi mieszkanie.-mówię, już otwierając drzwi swojego mieszkania. Wchodzę na korytarz i widzę jak spod drzwi łazienki wydobywa się woda.-Cholera, łazienka już na pewno zalana. Chodź szybko. Może jeszcze nie jest tak źle...
-O kurwa.-reakcja Zbyszka wyjaśnia wszystko. Moja łazienka cała zalana. Woda sięga mi do kostek i wciąż wypływa z uszkodzonego kranu.-Podaj mi jakiś ręcznik, spróbuję zahamować wypływ wody.-mówi podchodząc do kranu. Jego koszulka od razu robi się cała mokra i ściśle przylega do jego ciała. Ja szybko podaję mu jeden z ręczników, który on owija wokół miejsca skąd tryska woda.-Masz może jakiś klucz francuski?
-Nie, to znaczy nie wiem.
-Ok. A gdzie masz wyłącznik wodny?
-Powinien być w kącie na korytarzu.
-Dobrze, więc idź i zakręć dopływ wody. Ja nic więcej nie mogę tu zrobić.-od razu słucham Zbyszka i pospiesznie wychodzę z łazienki. Szybko wyłączam dopływ wody.
Po chwili z mojej łazienki wychodzi Zbyszek w mokrej koszulce. Po chwili jednym zwinnym ruchem ściąga ją i rzuca gdzieś w kąt. Widząc moje zszokowane spojrzenie lekko się uśmiecha.
-No co. Mokra była.-mówi i posyła mi swój buńczuczny uśmiech.
-No tak świetne wytłumaczenie...-mówię.-Moja koszulka też jest mokra i jakoś nie paraduję bez niej po mieszkaniu-dodaję.
-A szkoda...-mówi Bartman zamyślonym tonem.
-Że co proszę? Chyba się przesłyszałam.
-Powiedziałem, że szkoda, że nie chodzisz po mieszkaniu bez koszulki-w oczach siatkarza zaczynają skakać wesołe iskierki. Zbyszek zaczyna się do mnie niebezpiecznie zbliżać, a mi ściana zagradza drogę ucieczki. Zaczynam powoli panikować. A Bartman stoi już tuż przede mną. Jego twarz powoli zaczyna zbliżać się do mojej. Kiedy nasze usta dzielą już tylko milimetry czuję jak serce zaczyna mi szybciej bić. I nagle całuje mnie. Całuje mnie niepewnie i delikatnie. A ja co robię? W zasadzie nic nie robię, ja tylko próbuję zapamiętać fakturę i smak jego malinowych ust. Nagle on odrywa się ode mnie.
-Przepraszam, nie powinienem.-rzuca nerwowo i wybiega z mojego mieszkania. Po chwili słyszę krzyki Zbyszka i jakiejś kobiety na klatce schodowej. Mogę się tylko domyślać, że odwiedziła go jego była. Nie jestem w stanie zrobić nic, nawet iść posprzątać łazienkę. Tylko stoję z dłonią przy ustach, dotykając miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą były bartmanowe usta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem z kolejnym rozdziałem :) Zbyszka i Karolinę zaczyna chyba łączyć coś więcej. Ale jak to się potoczy? Zobaczymy w kolejnych rozdziałach ;)
Jeżeli to czytasz skomentuj, to naprawdę pomaga :)
poniedziałek, 8 lipca 2013
Rozdział 10
Właśnie wróciłam do domu. Zakupy naprawdę się udały, a ja i Kaja spędziłyśmy dzięki temu naprawdę miłe popołudnie.
Jest już późno, więc na kolację postanawiam zjeść tylko jogurt. Ostatnio często właśnie tak wygląda moja kolacja albo śniadanie. Ale to wynika z tego, że po prostu nie mam czasu, albo po prostu mi się nie chce uzupełnić pustki w mojej lodówce. Nie jest mi dane jednak zjeść jogurt spokojnie, bo słyszę dzwonek do drzwi.
-Kto normalny przychodzi o tej porze...-mówię do siebie, po czym z niechęcią idę otworzyć drzwi. -No tak.-mówię kiedy widzę mojego gościa. Przede mną stoi wysoki zielonooki brunet, tak mówię o moim wspaniałomyślnym sąsiedzie, który postanowił mnie odwiedzić o 23.30.
-Cześć, nie przeszkadzam?
-Cześć, powiedzmy, że nie przeszkadzasz.-mówię poważnym tonem.
-Czyli jednak przeszkadzam. To ja może przyjdę jutro.-jego mina przypomina zbitego psa.
-Przecież żartuję. Wchodź, zapraszam-zaczynam się śmiać, co powoduje pojawienie się lekkiego uśmiechu na zbyszkowych ustach.-A więc co cię do mnie sprowadza?-mówię jednocześnie wpuszczając mojego gościa do mieszkania.
-Byłem wcześniej, ale ciebie chyba nie było, bo drzwi były zamknięte.
-Były zamknięte, bo przed chwilą wróciłam do domu. Ale Zbyszek do rzeczy, bo jest już późno, a ja jestem zmęczona.-ponaglam sąsiada.
-Bo ja mam dla ciebie prezent, na przeprosiny za ten nasz niefortunny początek.-Bartman mówiąc to niepewnie spuszcza wzrok i wbija go w podłogę.
-Jaki prezent? Co ty znowu wymyśliłeś?
-Dziś jak powiedziałaś, że nie jedziesz na mecze sparingowe, stwierdziłem, że załatwię tobie i twoim przyjaciołom bilety na nasze mecze.
-Zbyszek mówiłam, że nie musisz tego robić. Nie powinieneś tego robić, prosiłam Cię.- no tak typowy facet... Nie szanuje zdania innych, bo przecież facet zawsze wie lepiej.
-Ale przynajmniej tak mogę ci wynagrodzić te wszystkie problemy związane ze mną.-zbyszkowy ton jest bardzo poważny.
-Mam przez to rozumieć, że odmowy nie przyjmujesz?
-Oczywiście, że nie. I do tego nie pozwolę na to byście sami jechali przez pół kraju. Jedziecie ze mną, ewentualnie Misiek po was przyjedzie.
-Bartman chyba przesadzasz. Nie mam 5 lat i sama sobie poradzę. Przecież nie będę jechać sama, jedzie jeszcze Dominik i Kaja.-zaczyna mnie powoli irytować.
-Nie będziecie jechać sami. Ja załatwiłem wam bilety i teraz czuje się za was odpowiedzialny. Więc Karol proszę nie kłóćmy się znowu i pozwól mi zrobić chociaż jeden dobry uczynek.-no tak dobry uczynek, prezent, wyrzuty sumienia, ciekawe co jeszcze wymyśli, tylko po to bym się zgodziła. A tak w ogóle dlaczego mu na tym tak bardzo zależy?
-I ja już nie mam nic do powiedzą na ten temat, bo i tak postawisz na swoim, no nie?-pytam.
-No tak jakby nie.-mówi a na jego ustach pojawia się nieznaczny uśmiech, którym trochę rozładowuje napiętą atmosferę.
-Ale dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?-nie byłabym sobą gdybym o to nie zapytała.
-Mówiłem ci już, że chcę wynagrodzić ci te wszystkie spięcia między nami.-mówi to kolejny raz ze stoickim spokojem.
-To zróbmy tak. Ja teraz jestem zmęczona, ale jutro wszystko przemyślę i skontaktuję się z Dominikiem i Kają i powiem ci czy zgadzam się na to i czy oni chcą jechać.
-Dobrze. Na mnie chyba już czas. To do jutra.-mówiąc to podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Do jutra Zbyszek.-nadal tkwię w jego mocnym uścisku.-Możesz już mnie puścić-mówię, a on od razu odsuwa się ode mnie. Oboje lekko się do siebie uśmiechamy. W końcu on opuszcza moje mieszkanie.
Czuję się dziwnie, bardzo dziwnie. Chyba polubiłam Zbyszka bardziej niż powinnam. Nie, nie zakochałam się w nim, ale im bardziej go poznaję tym bardziej on mi się podoba.
-Chyba nie powinnam o tym myśleć, w końcu nie lubię analizować swojego życia...-z tymi słowami kończę rozmyślanie o Bartmanie i idę do łazienki. Zrzucam z siebie ubrania i wchodzę pod prysznic, gdzie pozwalam gorącej cieczy spływać po moim ciele. W tym momencie nic mi nie przeszkadza. Nawet gorąca woda, która powoduje zaczerwienienie mojej skóry. Wychodzę z łazienki po godzinie przyjemności jaką daje mi długi i gorący prysznic. Z łazienki udaję się prosto do mojego łóżka, gdzie po chwili zasypiam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, wiem znowu nie trzymam się wyznaczonych terminów... Rozdziały mam napisane, ale nie mam czasu je dodawać. Teraz już nic nie obiecuję, bo znowu nie dotrzymam obietnicy.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba ten rozdział. Zaczyna się powoli rozkręcać :) Czyżby Zbychu zdołał uwieść naszą Karol? Zobaczymy jak to się dalej potoczy ;)
Zapraszam na mój nowy blog http://moj-aniol-stroz.blogspot.com/ mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Jest już późno, więc na kolację postanawiam zjeść tylko jogurt. Ostatnio często właśnie tak wygląda moja kolacja albo śniadanie. Ale to wynika z tego, że po prostu nie mam czasu, albo po prostu mi się nie chce uzupełnić pustki w mojej lodówce. Nie jest mi dane jednak zjeść jogurt spokojnie, bo słyszę dzwonek do drzwi.
-Kto normalny przychodzi o tej porze...-mówię do siebie, po czym z niechęcią idę otworzyć drzwi. -No tak.-mówię kiedy widzę mojego gościa. Przede mną stoi wysoki zielonooki brunet, tak mówię o moim wspaniałomyślnym sąsiedzie, który postanowił mnie odwiedzić o 23.30.
-Cześć, nie przeszkadzam?
-Cześć, powiedzmy, że nie przeszkadzasz.-mówię poważnym tonem.
-Czyli jednak przeszkadzam. To ja może przyjdę jutro.-jego mina przypomina zbitego psa.
-Przecież żartuję. Wchodź, zapraszam-zaczynam się śmiać, co powoduje pojawienie się lekkiego uśmiechu na zbyszkowych ustach.-A więc co cię do mnie sprowadza?-mówię jednocześnie wpuszczając mojego gościa do mieszkania.
-Byłem wcześniej, ale ciebie chyba nie było, bo drzwi były zamknięte.
-Były zamknięte, bo przed chwilą wróciłam do domu. Ale Zbyszek do rzeczy, bo jest już późno, a ja jestem zmęczona.-ponaglam sąsiada.
-Bo ja mam dla ciebie prezent, na przeprosiny za ten nasz niefortunny początek.-Bartman mówiąc to niepewnie spuszcza wzrok i wbija go w podłogę.
-Jaki prezent? Co ty znowu wymyśliłeś?
-Dziś jak powiedziałaś, że nie jedziesz na mecze sparingowe, stwierdziłem, że załatwię tobie i twoim przyjaciołom bilety na nasze mecze.
-Zbyszek mówiłam, że nie musisz tego robić. Nie powinieneś tego robić, prosiłam Cię.- no tak typowy facet... Nie szanuje zdania innych, bo przecież facet zawsze wie lepiej.
-Ale przynajmniej tak mogę ci wynagrodzić te wszystkie problemy związane ze mną.-zbyszkowy ton jest bardzo poważny.
-Mam przez to rozumieć, że odmowy nie przyjmujesz?
-Oczywiście, że nie. I do tego nie pozwolę na to byście sami jechali przez pół kraju. Jedziecie ze mną, ewentualnie Misiek po was przyjedzie.
-Bartman chyba przesadzasz. Nie mam 5 lat i sama sobie poradzę. Przecież nie będę jechać sama, jedzie jeszcze Dominik i Kaja.-zaczyna mnie powoli irytować.
-Nie będziecie jechać sami. Ja załatwiłem wam bilety i teraz czuje się za was odpowiedzialny. Więc Karol proszę nie kłóćmy się znowu i pozwól mi zrobić chociaż jeden dobry uczynek.-no tak dobry uczynek, prezent, wyrzuty sumienia, ciekawe co jeszcze wymyśli, tylko po to bym się zgodziła. A tak w ogóle dlaczego mu na tym tak bardzo zależy?
-I ja już nie mam nic do powiedzą na ten temat, bo i tak postawisz na swoim, no nie?-pytam.
-No tak jakby nie.-mówi a na jego ustach pojawia się nieznaczny uśmiech, którym trochę rozładowuje napiętą atmosferę.
-Ale dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?-nie byłabym sobą gdybym o to nie zapytała.
-Mówiłem ci już, że chcę wynagrodzić ci te wszystkie spięcia między nami.-mówi to kolejny raz ze stoickim spokojem.
-To zróbmy tak. Ja teraz jestem zmęczona, ale jutro wszystko przemyślę i skontaktuję się z Dominikiem i Kają i powiem ci czy zgadzam się na to i czy oni chcą jechać.
-Dobrze. Na mnie chyba już czas. To do jutra.-mówiąc to podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Do jutra Zbyszek.-nadal tkwię w jego mocnym uścisku.-Możesz już mnie puścić-mówię, a on od razu odsuwa się ode mnie. Oboje lekko się do siebie uśmiechamy. W końcu on opuszcza moje mieszkanie.
Czuję się dziwnie, bardzo dziwnie. Chyba polubiłam Zbyszka bardziej niż powinnam. Nie, nie zakochałam się w nim, ale im bardziej go poznaję tym bardziej on mi się podoba.
-Chyba nie powinnam o tym myśleć, w końcu nie lubię analizować swojego życia...-z tymi słowami kończę rozmyślanie o Bartmanie i idę do łazienki. Zrzucam z siebie ubrania i wchodzę pod prysznic, gdzie pozwalam gorącej cieczy spływać po moim ciele. W tym momencie nic mi nie przeszkadza. Nawet gorąca woda, która powoduje zaczerwienienie mojej skóry. Wychodzę z łazienki po godzinie przyjemności jaką daje mi długi i gorący prysznic. Z łazienki udaję się prosto do mojego łóżka, gdzie po chwili zasypiam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, wiem znowu nie trzymam się wyznaczonych terminów... Rozdziały mam napisane, ale nie mam czasu je dodawać. Teraz już nic nie obiecuję, bo znowu nie dotrzymam obietnicy.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba ten rozdział. Zaczyna się powoli rozkręcać :) Czyżby Zbychu zdołał uwieść naszą Karol? Zobaczymy jak to się dalej potoczy ;)
Zapraszam na mój nowy blog http://moj-aniol-stroz.blogspot.com/ mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
wtorek, 25 czerwca 2013
Rozdział 9
Poranek jest ciepły i słoneczny. Siedzę w kuchni przy kubku kawy. Nie mam ochoty na nic. Nie wyspałam się, bo całą noc prześladowały mnie koszmary. Za każdym razem budziłam się z krzykiem, oblana zimnym potem. Teraz jednak powoli wracam do rzeczywistości i uświadamiam sobie, że to wszystko było tylko wytworem mojej przewrażliwionej wyobraźni. Dawka kofeiny, która dociera do mojej krwi sprawia, że zaczynam myśleć racjonalnie. Uświadamiam sobie, że muszę iść dziś do pracy. Wstaję z krzesła i postanawiam zrobić sobie śniadanie. Wyciągam jogurt naturalny oraz płatki owsiane, czyli moje codzienne śniadanie. Jem powoli pomimo tego, że nie jestem głodna. Jem, bo nie chcę powrotu choroby sprzed 4 lat. Kończę śniadanie i udaję się do łazienki. Biorę szybki prysznic, a następnie robię lekki makijaż. Włosy wiążę w niesfornego koka, ubieram się w moje ulubione szorty i zwiewną koszulę. Teraz czuję się o wiele lepiej i jestem gotowa do wyjścia. Zakładam sandały, ostatnie spojrzenie w lustro i mogę wyjść. Opuszczam mieszkanie i udaję się w kierunku baru. Po drodze spotykam Zbyszka, który jest na spacerze z Bobim.
-No cześć. Widzę, że poranny spacerek.-mówię z uśmiechem do mojego sąsiada.
-Cześć. No niestety Bobi nie dał mi dzisiaj się wyspać.-mówi ze smutkiem w głosie Zbyszek, co sprawia jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.-A ty gdzie tak wcześnie idziesz?
-Do baru... Poranna zmiana wzywa.
-To może dotrzymam ci towarzystwa w drodze do pracy, bo tak się składa, że idę do baru zjeść śniadanie.
-To chodźmy, bo nie chcę się spóźnić.-mówię i ruszam w dalszą drogę. Mam wrażenie, że Bartman ten powód wymyślił na poczekaniu. Idąc, rozmawiamy o siatkówce. Ten temat wydaje mi się najbezpieczniejszym w tym momencie. Nasza rozmowa dotyczy formy naszej kadry, która będzie rozpoczynać zgrupowanie przed Mistrzostwami Europy. Jedynym sprawdzianem przed inauguracją ME będą dwa mecze sparingowe z Rosją, które rozegramy tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek. Droga mija nam w całkiem miłej atmosferze. Rozmową nie stwarzamy sobie żadnych napiętych sytuacji. Rozmawiam z Bartmanem jak z dobrym kumplem.
-Wybierasz się na mecze sparingowe do Bydgoszczy?-Bartman wyskakuje z tym pytaniem jak Filip z konopii, czym mnie zaskakuje.
-Niestety nie. Nie zdołałam kupić biletu, bo wszystkie były już wyprzedane.-mówię ze smutkiem w głosie.
-Jeżeli chcesz to mogę ci załatwić bilety na te spotkania i to w najlepszym sektorze.-mówi z uśmiechem na ustach.
-Dziękuję, ale nie mogę z tego skorzystać. Nie chcę ci dodawać jakichś problemów.
-Ale to żaden problem... To co trzy bilety na spotkania z Ruskimi w sektorze dla VIP-ów?
-Zbyszek naprawdę nie trzeba. Obejrzę ten mecz przed telewizorem z paczką chipsów i dużą butelką pepsi.-wiem, że moje argumenty nie są przekonujące, ale mam nadzieję, że siatkarz odpuści...
-Dobra nie będę się narzucać, ale jakbyś zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.- właśnie wchodzimy do baru. Nie jestem przekonana, czy Bartman na serio sobie odpuścił, mam taką nadzieję. Udaję się na zaplecze, gdzie zakładam swoją firmową koszulkę. Wychodzę z zaplecza i widzę Zbyszka siedzącego przy barze, a za drzwiami Bobiego przywiązanego do jednej z barierek. Lekko uśmiecham się na widok małej, włochatej kulki. Podchodzę do siatkarza z zapytaniem co podać. Zamawia kawę.
-No to ładne to twoje śniadanie.-mówię ze śmiechem do sąsiada.
-Ja nie jem śniadań, ja o tej porze piję tylko kawę.
-A czy Andrea o tym wie?-mówię i od razu wybuchamy gromkim śmiechem.
-Nie raczej nie.-odpowiada Bartman.-Igłą szyte, igłą szyte wszędzie.-mówi i znowu zaczyna się śmiać.
-No niestety. Przepraszam obowiązki wzywają.-mówię, widząc gości przybywających do naszego baru. Podchodzę do każdego stolika i zbieram zamówienia. Zaczynam się powoli irytować, bo Kaja znowu się spóźnia...
W końcu moja przyaciółka pojawia się w pracy.
-Przepraszam, ale zaspałam. Znowu.-mówi i rzuca mi przepraszajace spojrzenie.
-Nic się nie stało, ale pospiesz się i mi pomóż.
-Dobrze już idę.
W końcu mogę usiąść. Po dwóch godzinach obsługiwania gości w barze w końcu zapanował spokój. Zero gości, zero zamówień, zero głośnych rozmów na sali. Tylko cisza i spokój...
-Przepraszam, że dziś znowu się spóźniłam, ale mam problemy ze stawaniem...
-Nic się nie stało. Wiesz co mam pomysł. Może wprowdzisz się do mnie. Mam jeden pokój wolny, a samej mi się trochę nudzi... Z resztą obie mieszkamy same.-ten pomysł przychodzi mi tak spontanicznie do głowy.
-Mogłabym?
-Oczywiście, no chyba,że nie dasz rady ze mną wytrzymać.-mówię z lekkim uśmiechem na ustach.
-O mnie się nie martw. Z tobą spokojnie wytrzymam. To kiedy?
-Kiedy tylko ci pasuje.-w końcu nie będę sama w mieszkaniu...
-To się jeszcze ustali w takim razie... Widziałam tu Bartmana. Topór wojenny zakopany na dobre?
-Chyba tak, przynajmniej na razie.-czuję się dobrze z faktem, że w końcu nie muszę drzeć kotów z moim sąsiadem.
-I bardzo się z tego powodu cieszę. On naprawdę jest pozytywnym człowiekiem.
-Teraz już to wiem.-nie jest nam dane kontynuować naszą rozmowę, ponieważ w drzwiach staje pan Andrzej.
-Dzień dobry dziewczyny. Jak tam w pracy?-pyta nas z lekkim uśmiechem.
-A dobrze. Rano był ruch a teraz jak zwykle luzik-mówi Kaja.
-W takim razie możecie iść do domu. Ja tu zostanę i wszystkiego dopilnuję. I tak mam trochę papierkowej roboty.
-Naprawdę?
-Dziękujemy.-mówimy razem, po czym idziemy na zaplecze. Po 15 minutach wychodzimy z baru i postanawiamy iść na zakupy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział wyszedł trochę długi, ale nie miałam innego pomysłu na niego. Mam nadzieje, że ten rozdział będzie takim moim przełamaniem i w końcu powrócę do regularnego pisania...
Jak tam ostatnie dni roku szkolnego? Kto z Was zrobił sobie przedwczesne wakacje tak jak ja? ;)
Teraz będę mieć więcej czasu na pisanie, więc mam nadzieję, że będę regularnie coś dodawać. Na początku raz w tygodniu, a później kto wie może i częściej ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
-No cześć. Widzę, że poranny spacerek.-mówię z uśmiechem do mojego sąsiada.
-Cześć. No niestety Bobi nie dał mi dzisiaj się wyspać.-mówi ze smutkiem w głosie Zbyszek, co sprawia jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.-A ty gdzie tak wcześnie idziesz?
-Do baru... Poranna zmiana wzywa.
-To może dotrzymam ci towarzystwa w drodze do pracy, bo tak się składa, że idę do baru zjeść śniadanie.
-To chodźmy, bo nie chcę się spóźnić.-mówię i ruszam w dalszą drogę. Mam wrażenie, że Bartman ten powód wymyślił na poczekaniu. Idąc, rozmawiamy o siatkówce. Ten temat wydaje mi się najbezpieczniejszym w tym momencie. Nasza rozmowa dotyczy formy naszej kadry, która będzie rozpoczynać zgrupowanie przed Mistrzostwami Europy. Jedynym sprawdzianem przed inauguracją ME będą dwa mecze sparingowe z Rosją, które rozegramy tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek. Droga mija nam w całkiem miłej atmosferze. Rozmową nie stwarzamy sobie żadnych napiętych sytuacji. Rozmawiam z Bartmanem jak z dobrym kumplem.
-Wybierasz się na mecze sparingowe do Bydgoszczy?-Bartman wyskakuje z tym pytaniem jak Filip z konopii, czym mnie zaskakuje.
-Niestety nie. Nie zdołałam kupić biletu, bo wszystkie były już wyprzedane.-mówię ze smutkiem w głosie.
-Jeżeli chcesz to mogę ci załatwić bilety na te spotkania i to w najlepszym sektorze.-mówi z uśmiechem na ustach.
-Dziękuję, ale nie mogę z tego skorzystać. Nie chcę ci dodawać jakichś problemów.
-Ale to żaden problem... To co trzy bilety na spotkania z Ruskimi w sektorze dla VIP-ów?
-Zbyszek naprawdę nie trzeba. Obejrzę ten mecz przed telewizorem z paczką chipsów i dużą butelką pepsi.-wiem, że moje argumenty nie są przekonujące, ale mam nadzieję, że siatkarz odpuści...
-Dobra nie będę się narzucać, ale jakbyś zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.- właśnie wchodzimy do baru. Nie jestem przekonana, czy Bartman na serio sobie odpuścił, mam taką nadzieję. Udaję się na zaplecze, gdzie zakładam swoją firmową koszulkę. Wychodzę z zaplecza i widzę Zbyszka siedzącego przy barze, a za drzwiami Bobiego przywiązanego do jednej z barierek. Lekko uśmiecham się na widok małej, włochatej kulki. Podchodzę do siatkarza z zapytaniem co podać. Zamawia kawę.
-No to ładne to twoje śniadanie.-mówię ze śmiechem do sąsiada.
-Ja nie jem śniadań, ja o tej porze piję tylko kawę.
-A czy Andrea o tym wie?-mówię i od razu wybuchamy gromkim śmiechem.
-Nie raczej nie.-odpowiada Bartman.-Igłą szyte, igłą szyte wszędzie.-mówi i znowu zaczyna się śmiać.
-No niestety. Przepraszam obowiązki wzywają.-mówię, widząc gości przybywających do naszego baru. Podchodzę do każdego stolika i zbieram zamówienia. Zaczynam się powoli irytować, bo Kaja znowu się spóźnia...
W końcu moja przyaciółka pojawia się w pracy.
-Przepraszam, ale zaspałam. Znowu.-mówi i rzuca mi przepraszajace spojrzenie.
-Nic się nie stało, ale pospiesz się i mi pomóż.
-Dobrze już idę.
W końcu mogę usiąść. Po dwóch godzinach obsługiwania gości w barze w końcu zapanował spokój. Zero gości, zero zamówień, zero głośnych rozmów na sali. Tylko cisza i spokój...
-Przepraszam, że dziś znowu się spóźniłam, ale mam problemy ze stawaniem...
-Nic się nie stało. Wiesz co mam pomysł. Może wprowdzisz się do mnie. Mam jeden pokój wolny, a samej mi się trochę nudzi... Z resztą obie mieszkamy same.-ten pomysł przychodzi mi tak spontanicznie do głowy.
-Mogłabym?
-Oczywiście, no chyba,że nie dasz rady ze mną wytrzymać.-mówię z lekkim uśmiechem na ustach.
-O mnie się nie martw. Z tobą spokojnie wytrzymam. To kiedy?
-Kiedy tylko ci pasuje.-w końcu nie będę sama w mieszkaniu...
-To się jeszcze ustali w takim razie... Widziałam tu Bartmana. Topór wojenny zakopany na dobre?
-Chyba tak, przynajmniej na razie.-czuję się dobrze z faktem, że w końcu nie muszę drzeć kotów z moim sąsiadem.
-I bardzo się z tego powodu cieszę. On naprawdę jest pozytywnym człowiekiem.
-Teraz już to wiem.-nie jest nam dane kontynuować naszą rozmowę, ponieważ w drzwiach staje pan Andrzej.
-Dzień dobry dziewczyny. Jak tam w pracy?-pyta nas z lekkim uśmiechem.
-A dobrze. Rano był ruch a teraz jak zwykle luzik-mówi Kaja.
-W takim razie możecie iść do domu. Ja tu zostanę i wszystkiego dopilnuję. I tak mam trochę papierkowej roboty.
-Naprawdę?
-Dziękujemy.-mówimy razem, po czym idziemy na zaplecze. Po 15 minutach wychodzimy z baru i postanawiamy iść na zakupy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział wyszedł trochę długi, ale nie miałam innego pomysłu na niego. Mam nadzieje, że ten rozdział będzie takim moim przełamaniem i w końcu powrócę do regularnego pisania...
Jak tam ostatnie dni roku szkolnego? Kto z Was zrobił sobie przedwczesne wakacje tak jak ja? ;)
Teraz będę mieć więcej czasu na pisanie, więc mam nadzieję, że będę regularnie coś dodawać. Na początku raz w tygodniu, a później kto wie może i częściej ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
sobota, 8 czerwca 2013
Rozdział 8
-Jak to zgubiłaś klucze?-zdziwienie Kai jest równie duże jak i moje.
-Nie wiem jak. Po prostu je zgubiłam. Nie wiem gdzie i kiedy. Musiały mi wypaść z torebki. Jak ja się teraz dostanę do mieszkania?- pytam sama siebie, po czym zrezygnowana siadam na schodach i chowam twarz w dłoniach. Zaraz czuję jak po moim policzku spływa pierwsza łza. - To wszystko mnie przerasta... Najpierw Bartman, później ta nieszczęsna impreza a teraz jeszcze te cholerne klucze. Mam wszystkiego dość...
-Przepraszam, że jestem jednym z powodów twoich zmartwień.-słyszę męski głos nad sobą i na chwilę zamieram. Zabieram dłonie z twarzy i widzę Bartmana.
-To nie tak. Nie przejmuj się tym co mówię. Po prostu mam dziś zły dzień-próbuję jakoś usprawiedliwić swoje słowa i jednocześnie sprawić aby Zbyszek nie czuł się niczemu winny.
-Przepraszam, że byłem nachalny. Wiem że sprawiłem ci moim zachowaniem różne nieprzyjemności.
-Nie musisz mnie przepraszać.-mówię i lekko się uśmiecham. W tym momencie uświadamiam sobie, że ja też nie jestem bez winy. Przecież wcześniej mogłam z nim porozmawiać.
-Czyli topór wojenny zakopany?-mówi i posyła mi swój uśmiech numer 5.
-Powiedzmy, że tak.-odwzajemniam uśmiech.
-Słyszałem, że zgubiłaś klucze, a ja chyba je znalazłem.-Bartman uśmiecha się i wyciąga z kieszeni mały złoty kluczyk. Biorę go od niego i otwieram drzwi. Wzscy wchodzimy do mojego mieszkania.
-Ale skąd?-moje zdziwienie sięga granic. Skąd on miał mój klucz i gdzie go znalazł.
-Wczoraj jak Kaja do mnie zadzwoniła z prośbą abym sprawdził czy może jesteś w domu. Poszedłem sprawdzić i właśnie wtedy znalazłem klucz. Leżał pomiędzy drzwiami a wycieraczką.
-Ale jak rozmawiałeś ze mną to nic nie wspominałeś o żadnych kluczach.-Kaja z wyrzutem spogląda na Bartmana.
-Bo znalazłem go jak już się rozłączyłaś.-mówi poirytowany Zbyszek.
-Zaraz, zaraz. Ty dzwoniłaś do niego?-pokazuję palcem na Kaję a następnie na siatkarza.- Ale skąd miałaś do niego numer i po co do niego dzwoniłaś?- jestem coraz bardziej zirytowana tą niewiedzą na temat wczorajszego wieczora.
-Dzwoniłam do niego, bo martwiliśmy się o ciebie.
-To wy się znacie?-jej odpowiedź rodzi moje kolejne pytanie.-To dlatego przekonywałaś mnie abym mu jednak dała tę drugą szansę?
-Karolina spokojnie.-próbuje rozładować napiętą atmosferę Zbyszek.-ja z Kają się praktycznie nie znamy. Miała mój numer, bo jej kiedyś go dałem z nadzieją, że będzie chciała skorzystać z moich usług. Jednak niestety nigdy go nie wykorzystała aż do wczoraj.-Bartman wyjaśnia mi wszystko spokojnie.
-Aha spoko.-jestem trochę zdziwiona wyznaniem Bartmana o tym, że miał ochotę iść z Kają do łóżka.-To może się czegoś napijemy? Kawa herbata?
Spędziłam ze znajomymi całe przedpołudnie i część popołudnia.Rozmawialiśmy głównie o wczorajszej nocy. Dowiedziałam się, że część nocy której nie pamiętam spędziłam z jakimś mężczyzną. Ten facet upił mnie i kiedy ja byłam już prawie nieprzytomna on obmacywał mnie bezczelnie. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Rozmawiałam także z Bartmanem. Okazało się, że on wcale nie jest taki zły jak mi się na początku wydawało. Jedynym minusem całej naszej rozmowy było to, że często patrzył się tam gdzie nie powinien. Myślę, że mogę dać mu drugą szansę. Wystarczy tylko, że będę trzymała go od siebie na dystans.
Kaja z Dominikiem wychodzą z mojego mieszkania o 15.30. Zbyszek wyszedł trochę wcześniej, ponieważ ma dziś trening. Kiedy zostaję sama w domu w końcu mogę wszystko sobie przemyśleć. Kładę się na moim łóżku i włączam muzykę, która rozbrzmiewa w moich uszach. Po chwili morzy mnie sen i oddaję się w ramiona Morfeusza.
Śnią mi się koszmary... Jestem sama w ciemnym pomieszczeniu. Nie wiem jak się tam znalazłam i gdzie jestem. Jedyne co widzę to ciemność. Nagle przede mną pojawia się jakaś sylwetka, która niebezpiecznie szybko zbliża się do mnie. Próbuję uciekać, ale nie mogę. Jestem przywiązana. Jestem przywiązana do jakiejś rury. Próbuję krzyczeć. Ale zaraz zostaję uciszona mocnym ciosem w twarz. Postacią tą jest mężczyzna, którego nie znam. Mężczyzna zaczyna mnie dotykać. A kiedy mu się nudzi zaczyna zdzierać ze mnie ubranie. Kiedy próbuję się bronić on wpada w furię. Zaczyna mnie kopać, nie omija żadnego centymetra mojego ciała. Ból, cholerny ból. Boli mnie wszystko głowa, nogi, brzuch. Modlę się teraz tylko o szybką śmierć, bo żyć mi już nie jest dane. Jednak nagle przestaje mnie kopać i zaczyna dobierać się do dolnej część moich ubrań. Nie mam jednak siły aby się bronić. Czuję jego ogromne łapska dotykające moje ciało. Chcę umrzeć już, teraz, natychmiast. Z mojego gardła wydobywa się cichy krzyk sprzeciwu, jednak jest zbyt cichy aby ktokolwiek go usłyszał. W tym momencie budzę się z głośnym krzykiem, jestem cała mokra od potu a jedyne co widzę to ciemność. Spoglądam na zegarek 23.30
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę krótszy niż zwykle, ale ostatnio mam jakiś przestój... Problemy w realu odbierają mi ochotę na pisanie czegokolwiek. Muszę powiedzieć, że nie mam w zapasie żadnego rozdziału i jeżeli moje nastawienie się nie zmieni to nie wiem czy za tydzień coś tu się pojawi...
Dziękuję za prawie 1000 wyświetleń i za to, że tyle was tu jest :D Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie czytać moje bazgroły i jestem mile zaskoczona ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
-Nie wiem jak. Po prostu je zgubiłam. Nie wiem gdzie i kiedy. Musiały mi wypaść z torebki. Jak ja się teraz dostanę do mieszkania?- pytam sama siebie, po czym zrezygnowana siadam na schodach i chowam twarz w dłoniach. Zaraz czuję jak po moim policzku spływa pierwsza łza. - To wszystko mnie przerasta... Najpierw Bartman, później ta nieszczęsna impreza a teraz jeszcze te cholerne klucze. Mam wszystkiego dość...
-Przepraszam, że jestem jednym z powodów twoich zmartwień.-słyszę męski głos nad sobą i na chwilę zamieram. Zabieram dłonie z twarzy i widzę Bartmana.
-To nie tak. Nie przejmuj się tym co mówię. Po prostu mam dziś zły dzień-próbuję jakoś usprawiedliwić swoje słowa i jednocześnie sprawić aby Zbyszek nie czuł się niczemu winny.
-Przepraszam, że byłem nachalny. Wiem że sprawiłem ci moim zachowaniem różne nieprzyjemności.
-Nie musisz mnie przepraszać.-mówię i lekko się uśmiecham. W tym momencie uświadamiam sobie, że ja też nie jestem bez winy. Przecież wcześniej mogłam z nim porozmawiać.
-Czyli topór wojenny zakopany?-mówi i posyła mi swój uśmiech numer 5.
-Powiedzmy, że tak.-odwzajemniam uśmiech.
-Słyszałem, że zgubiłaś klucze, a ja chyba je znalazłem.-Bartman uśmiecha się i wyciąga z kieszeni mały złoty kluczyk. Biorę go od niego i otwieram drzwi. Wzscy wchodzimy do mojego mieszkania.
-Ale skąd?-moje zdziwienie sięga granic. Skąd on miał mój klucz i gdzie go znalazł.
-Wczoraj jak Kaja do mnie zadzwoniła z prośbą abym sprawdził czy może jesteś w domu. Poszedłem sprawdzić i właśnie wtedy znalazłem klucz. Leżał pomiędzy drzwiami a wycieraczką.
-Ale jak rozmawiałeś ze mną to nic nie wspominałeś o żadnych kluczach.-Kaja z wyrzutem spogląda na Bartmana.
-Bo znalazłem go jak już się rozłączyłaś.-mówi poirytowany Zbyszek.
-Zaraz, zaraz. Ty dzwoniłaś do niego?-pokazuję palcem na Kaję a następnie na siatkarza.- Ale skąd miałaś do niego numer i po co do niego dzwoniłaś?- jestem coraz bardziej zirytowana tą niewiedzą na temat wczorajszego wieczora.
-Dzwoniłam do niego, bo martwiliśmy się o ciebie.
-To wy się znacie?-jej odpowiedź rodzi moje kolejne pytanie.-To dlatego przekonywałaś mnie abym mu jednak dała tę drugą szansę?
-Karolina spokojnie.-próbuje rozładować napiętą atmosferę Zbyszek.-ja z Kają się praktycznie nie znamy. Miała mój numer, bo jej kiedyś go dałem z nadzieją, że będzie chciała skorzystać z moich usług. Jednak niestety nigdy go nie wykorzystała aż do wczoraj.-Bartman wyjaśnia mi wszystko spokojnie.
-Aha spoko.-jestem trochę zdziwiona wyznaniem Bartmana o tym, że miał ochotę iść z Kają do łóżka.-To może się czegoś napijemy? Kawa herbata?
Spędziłam ze znajomymi całe przedpołudnie i część popołudnia.Rozmawialiśmy głównie o wczorajszej nocy. Dowiedziałam się, że część nocy której nie pamiętam spędziłam z jakimś mężczyzną. Ten facet upił mnie i kiedy ja byłam już prawie nieprzytomna on obmacywał mnie bezczelnie. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Rozmawiałam także z Bartmanem. Okazało się, że on wcale nie jest taki zły jak mi się na początku wydawało. Jedynym minusem całej naszej rozmowy było to, że często patrzył się tam gdzie nie powinien. Myślę, że mogę dać mu drugą szansę. Wystarczy tylko, że będę trzymała go od siebie na dystans.
Kaja z Dominikiem wychodzą z mojego mieszkania o 15.30. Zbyszek wyszedł trochę wcześniej, ponieważ ma dziś trening. Kiedy zostaję sama w domu w końcu mogę wszystko sobie przemyśleć. Kładę się na moim łóżku i włączam muzykę, która rozbrzmiewa w moich uszach. Po chwili morzy mnie sen i oddaję się w ramiona Morfeusza.
Śnią mi się koszmary... Jestem sama w ciemnym pomieszczeniu. Nie wiem jak się tam znalazłam i gdzie jestem. Jedyne co widzę to ciemność. Nagle przede mną pojawia się jakaś sylwetka, która niebezpiecznie szybko zbliża się do mnie. Próbuję uciekać, ale nie mogę. Jestem przywiązana. Jestem przywiązana do jakiejś rury. Próbuję krzyczeć. Ale zaraz zostaję uciszona mocnym ciosem w twarz. Postacią tą jest mężczyzna, którego nie znam. Mężczyzna zaczyna mnie dotykać. A kiedy mu się nudzi zaczyna zdzierać ze mnie ubranie. Kiedy próbuję się bronić on wpada w furię. Zaczyna mnie kopać, nie omija żadnego centymetra mojego ciała. Ból, cholerny ból. Boli mnie wszystko głowa, nogi, brzuch. Modlę się teraz tylko o szybką śmierć, bo żyć mi już nie jest dane. Jednak nagle przestaje mnie kopać i zaczyna dobierać się do dolnej część moich ubrań. Nie mam jednak siły aby się bronić. Czuję jego ogromne łapska dotykające moje ciało. Chcę umrzeć już, teraz, natychmiast. Z mojego gardła wydobywa się cichy krzyk sprzeciwu, jednak jest zbyt cichy aby ktokolwiek go usłyszał. W tym momencie budzę się z głośnym krzykiem, jestem cała mokra od potu a jedyne co widzę to ciemność. Spoglądam na zegarek 23.30
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę krótszy niż zwykle, ale ostatnio mam jakiś przestój... Problemy w realu odbierają mi ochotę na pisanie czegokolwiek. Muszę powiedzieć, że nie mam w zapasie żadnego rozdziału i jeżeli moje nastawienie się nie zmieni to nie wiem czy za tydzień coś tu się pojawi...
Dziękuję za prawie 1000 wyświetleń i za to, że tyle was tu jest :D Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie czytać moje bazgroły i jestem mile zaskoczona ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
sobota, 1 czerwca 2013
Rozdział 7
Ból. Cholerny, pulsujący ból w okolicach skroni jest pierwszą oznaką tego, że wciąż jestem w świecie żywych. Sahara w mojej jamie ustnej. Mam wrażenie, że nie miałam w ustach żadnej cieczy od miesięcy. Oba czynniki wskazują na to, że mam kaca i to dużego kaca. Czuję promienie słoneczne, które goszczą na moim policzku i rozpalają go do czerwoności. Nie mam siły aby wstać z łóżka. Nie mam siły na jakikolwiek ruch. Chowam się pod kocem. Jednak długo pod nim nie wytrzymuję. Gorąco, cholernie gorąco. Otwieram oczy i podnoszę się do pozycji siedzącej. Jednak robię to za szybko, bo ból głowy nasila się jeszcze bardziej. Kładę się z powrotem i rozglądam po pomieszczeniu, w którym się znajduję. Jestem przerażona. To pomieszczenie nie przypomina żadnego pokoju w moim mieszkaniu.
-Zajebiście... Gdzie ja jestem i w co ja się do cholery wpakowałam?-mówię sama do siebie. Mój głos jest lekko zachrypnięty. Mój mózg natomiast zaczyna pracować na najwyższych obrotach, próbując przypomnieć sobie wczorajszy wieczór.
Nagle drzwi lekko się uchylają i do pokoju wchodzi Kaja. Całe napięcie znika, kiedy uświadamiam sobie, że jestem w mieszkaniu mojej przyjaciółki.
-Cześć. Przyniosłam Ci wodę, bo pewnie masz małego kaca.-moja wybawicielka tylko lekko się uśmiecha. Powoli siadam i biorę od niej wodę.
-Dziękuję-mówię po czym wypijam pół butelki wody.-Chyba mój kac ma troszkę większy rozmiar niż "mały"-unoszę lekko kąciki ust do góry.
-Nie dziwię się. Twój wczorajszy stan wskazywał, że tak będzie...
-Dziękuję, że mnie wczoraj nie zostawiłaś i przepraszam że sprawiłam ci problem...-przytulam ją do siebie.-No właśnie. Wczorajszy wieczór. Co się wczoraj działo?-wyraz mojej twarzy robi się poważny. Znowu zastanawiam się nad tą imprezą...
-Jeżeli chcesz to ci ją opowiem. Ale później. Teraz zapraszam na śniadanie.-uśmiecha się lekko po czym, wychodzi z pokoju. Podnoszę się w końcu z łóżka. W tym samym momencie zauważam na krześle czarną koszulkę i szare dresy. Uśmiecham się do siebie.
-Co ja bym bez niej zrobiła?-pytam samą siebie w myślach. Ubieram się, po czym wychodzę z pokoju. Kiedy zmierzam w kierunku kuchni, słyszę głośne śmiechy. Jak się po chwili okazuje właścicielami tych dźwięków są Kaja i Dominik, siedzący przy stole. Wchodzę i niepewnie mówię:
-Cześć-świadomość tego, że wyglądam jak siedem nieszczęść trochę mnie krępuje. Głównie dlatego, że jest tu Dominik, który spogląda na mnie i lekko się uśmiecha.
-Cześć. Ciężka noc, co?-Na te słowa uśmiecham się nieznacznie i kiwam głową. Podchodzę do stołu i zajmuję miejsce obok Kai. Ta stawia przede mną gorącą herbatę i talerzyk. Biorę kanapkę i jem ją powoli, bardzo powoli. Nie jestem głodna, ale, znając mój organizm, wiem, że jeżeli nie zjem śniadania, później mogę mieć problemy z żołądkiem.
-Wiecie co, ja muszę wracać do mieszkania. Tam się ogarnę i później się spotkamy.-mówię, kończąc śniadanie.
-Przecież ja mogę cię odwieźć.-proponuje Dominik.
-Dzięki. Ale nie chcę Ci robić kolejnego problemu.
-To żaden problem.-uśmiecha się lekko w moją stronę.
-Ja pojadę z wami. Nie mam na dziś żadnych planów, więc mogę przeznaczyć ten dzień na spędzenie z moją przyjaciółką.-dodaje Kaja. Ja już chyba niem prawa głosu, więc zgadzam się bez zbędnych sprzeciwów.
Po piętnastu minutach wszyscy siedzimy w sportowym BMW Dominika i zmierzamy w kierunku mojego osiedla. Jedziemy w ciszy, której nikt nie zakłóca. Ona daje upust moim myślom. Znowu zaczynam rozmyślenia o wczorajszym wieczorze. To nie daje mi spokoju.
Jednak niczego nowego nie mogę sobie przypomnieć. Muszę porozmawiać o tym z Kają i Dominikiem.
Jeżeli chodzi o Dominika jest na prawdę w porządku. Przypomina mi trochę Filipa. On też był miły, przyjazny, dżentelmen. Jednak Filip nie mógł pogodzić się z tym, że oprócz jego kochałam też sport. Dominik natomiast podziela moją miłość do siatkówki. Poza tym jest miły, uczynny, wyrozumiały-w końcu nie skrytykował mojego wczorajszego zachowania, jakiekolwiek ono było... Lubię go pomimo tego, że znam go niecałą dobę.
-To tutaj.-mówię, kiedy zbliżamy się do mojego bloku.-To teraz zapraszam do mnie.-uśmiecham się lekko i wysiadam z samochodu.
-Nie no. Nie będziemy ci się narzucać. Zapewne chcesz odpocząć-próbuje protestować Dominik.
-Nie przyjmuję sprzeciwu. Muszę wam jakoś podziękować. A poza tym muszę w końcu dowiedzieć się co wczoraj się wydarzyło.-moja mina od razu rzednie.
-Nie możemy porozmawiać o tym kiedy indziej?
-Nie.-mój ton jest chłodny.- A teraz zapraszam na górę.
-Dobrze, dobrze już idziemy.-mówi Dominik. Chyba domyśla się, że nie dam im spokoju.
Wysiadają z samochodu, a ja udaję się w kierunku wejścia. Po przybyciu kilkudziesięciu schodków w końcu docieramy di drzwi mojego mieszkania.
Szukam swoich kluczy w torebce, ale nie mogę ich znaleźć. Poirytowana wysypuję zawartość mojej torby na podłogę. Kiedy stwierdzam, że wśród wszystkich moich rzeczy nie ma kluczy do mieszkania, wpadam w panikę.
-Cholera jasna! Zgubiłam kluczę!-krzyczę sama na siebie. Pewnie usłyszał mnie cały blok.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest siódemka, która nie ma sensu... Mam wrażenie że jest to takie pierdolamento o niczym. No ale muszę spowolnić troszkę akcję. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko pozostawić ten rozdział waszej krytyce...
Mam pomysł na nowe opowiadanie: http://moj-aniol-stroz.blogspot.com/. Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z bohaterami.
-Zajebiście... Gdzie ja jestem i w co ja się do cholery wpakowałam?-mówię sama do siebie. Mój głos jest lekko zachrypnięty. Mój mózg natomiast zaczyna pracować na najwyższych obrotach, próbując przypomnieć sobie wczorajszy wieczór.
Nagle drzwi lekko się uchylają i do pokoju wchodzi Kaja. Całe napięcie znika, kiedy uświadamiam sobie, że jestem w mieszkaniu mojej przyjaciółki.
-Cześć. Przyniosłam Ci wodę, bo pewnie masz małego kaca.-moja wybawicielka tylko lekko się uśmiecha. Powoli siadam i biorę od niej wodę.
-Dziękuję-mówię po czym wypijam pół butelki wody.-Chyba mój kac ma troszkę większy rozmiar niż "mały"-unoszę lekko kąciki ust do góry.
-Nie dziwię się. Twój wczorajszy stan wskazywał, że tak będzie...
-Dziękuję, że mnie wczoraj nie zostawiłaś i przepraszam że sprawiłam ci problem...-przytulam ją do siebie.-No właśnie. Wczorajszy wieczór. Co się wczoraj działo?-wyraz mojej twarzy robi się poważny. Znowu zastanawiam się nad tą imprezą...
-Jeżeli chcesz to ci ją opowiem. Ale później. Teraz zapraszam na śniadanie.-uśmiecha się lekko po czym, wychodzi z pokoju. Podnoszę się w końcu z łóżka. W tym samym momencie zauważam na krześle czarną koszulkę i szare dresy. Uśmiecham się do siebie.
-Co ja bym bez niej zrobiła?-pytam samą siebie w myślach. Ubieram się, po czym wychodzę z pokoju. Kiedy zmierzam w kierunku kuchni, słyszę głośne śmiechy. Jak się po chwili okazuje właścicielami tych dźwięków są Kaja i Dominik, siedzący przy stole. Wchodzę i niepewnie mówię:
-Cześć-świadomość tego, że wyglądam jak siedem nieszczęść trochę mnie krępuje. Głównie dlatego, że jest tu Dominik, który spogląda na mnie i lekko się uśmiecha.
-Cześć. Ciężka noc, co?-Na te słowa uśmiecham się nieznacznie i kiwam głową. Podchodzę do stołu i zajmuję miejsce obok Kai. Ta stawia przede mną gorącą herbatę i talerzyk. Biorę kanapkę i jem ją powoli, bardzo powoli. Nie jestem głodna, ale, znając mój organizm, wiem, że jeżeli nie zjem śniadania, później mogę mieć problemy z żołądkiem.
-Wiecie co, ja muszę wracać do mieszkania. Tam się ogarnę i później się spotkamy.-mówię, kończąc śniadanie.
-Przecież ja mogę cię odwieźć.-proponuje Dominik.
-Dzięki. Ale nie chcę Ci robić kolejnego problemu.
-To żaden problem.-uśmiecha się lekko w moją stronę.
-Ja pojadę z wami. Nie mam na dziś żadnych planów, więc mogę przeznaczyć ten dzień na spędzenie z moją przyjaciółką.-dodaje Kaja. Ja już chyba niem prawa głosu, więc zgadzam się bez zbędnych sprzeciwów.
Po piętnastu minutach wszyscy siedzimy w sportowym BMW Dominika i zmierzamy w kierunku mojego osiedla. Jedziemy w ciszy, której nikt nie zakłóca. Ona daje upust moim myślom. Znowu zaczynam rozmyślenia o wczorajszym wieczorze. To nie daje mi spokoju.
Jednak niczego nowego nie mogę sobie przypomnieć. Muszę porozmawiać o tym z Kają i Dominikiem.
Jeżeli chodzi o Dominika jest na prawdę w porządku. Przypomina mi trochę Filipa. On też był miły, przyjazny, dżentelmen. Jednak Filip nie mógł pogodzić się z tym, że oprócz jego kochałam też sport. Dominik natomiast podziela moją miłość do siatkówki. Poza tym jest miły, uczynny, wyrozumiały-w końcu nie skrytykował mojego wczorajszego zachowania, jakiekolwiek ono było... Lubię go pomimo tego, że znam go niecałą dobę.
-To tutaj.-mówię, kiedy zbliżamy się do mojego bloku.-To teraz zapraszam do mnie.-uśmiecham się lekko i wysiadam z samochodu.
-Nie no. Nie będziemy ci się narzucać. Zapewne chcesz odpocząć-próbuje protestować Dominik.
-Nie przyjmuję sprzeciwu. Muszę wam jakoś podziękować. A poza tym muszę w końcu dowiedzieć się co wczoraj się wydarzyło.-moja mina od razu rzednie.
-Nie możemy porozmawiać o tym kiedy indziej?
-Nie.-mój ton jest chłodny.- A teraz zapraszam na górę.
-Dobrze, dobrze już idziemy.-mówi Dominik. Chyba domyśla się, że nie dam im spokoju.
Wysiadają z samochodu, a ja udaję się w kierunku wejścia. Po przybyciu kilkudziesięciu schodków w końcu docieramy di drzwi mojego mieszkania.
Szukam swoich kluczy w torebce, ale nie mogę ich znaleźć. Poirytowana wysypuję zawartość mojej torby na podłogę. Kiedy stwierdzam, że wśród wszystkich moich rzeczy nie ma kluczy do mieszkania, wpadam w panikę.
-Cholera jasna! Zgubiłam kluczę!-krzyczę sama na siebie. Pewnie usłyszał mnie cały blok.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest siódemka, która nie ma sensu... Mam wrażenie że jest to takie pierdolamento o niczym. No ale muszę spowolnić troszkę akcję. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko pozostawić ten rozdział waszej krytyce...
Mam pomysł na nowe opowiadanie: http://moj-aniol-stroz.blogspot.com/. Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z bohaterami.
piątek, 24 maja 2013
Rozdział 6
Po raz pierwszy od bardzo dawna jestem na imprezie. Pierwsza moja impreza tu w Rzeszowie. Muszę przyznać, że Kaja wybrała bardzo dobry klub. Jak tylko weszłyśmy poczułam ten klimat i uświadomiłam sobie jak bardzo mi tego brakowało. Teraz siedzimy przy jednym ze stolików, a wokół nas kręci się wielu przystojnych mężczyzn. Moim postanowieniem na dziś jest oderwanie się od tych wszystkich problemów i dobra. Co ja mówię?! Bardzo dobra zabawa.
Kaja zamawia drinki i trafia dokładnie w mój gust. Pijemy trunek i udajemy się na parkiet. Kiedy tylko moje ciało zaczyna poruszać się w rytm muzyki przypominają mi się stare, dobre czasy imprezowania z moimi znajomymi. No tak byłymi znajomymi, ale za to teraz mam Kaję. Cholera, miałam nie myśleć o problemach... Idziemy zamówić kolejnego drinka. Okazuje się, że Kaja jest dziewczyną do tańca i do różańca. W dosłownym tego zdania znaczeniu.
Kiedy pijemy nasze napoje podchodzi do nas jakiś facet.
-Kaja? Cześć! Dawno się nie widzieliśmy. Widzę, że jesteś z koleżanką.-mówiąc to zerka na mnie i nieznacznie się uśmiecha.
-Cześć Dominik. Tak, poznajcie się Karolina to Dominik Witowicz, Dominik to Karolina Kochowska.
-Karolina.-mówię i wyciągam rękę w stronę kolegi Kai.
-Miło, Dominik.-uśmiecha się i muska ustami moją dłoń. Na co ja rumienię się i odwracam nieznacznie głowę.
Siedzimy razem przy barze i pijemy różne trunki. Humor mi dopisuje jak nigdy. To pewnie sprawka tych wszystkich procentów, ale co tam... Dominik okazuje się naprawdę równym gościem. To kolejna moja bratnia dusza w tym mieście. Dominik tak samo jak ja i Kaja interesuje się siatkówką oraz oczywiście kibicuje naszym Pasiakom. Jak się okazuje jest też starszy ode mnie o 2 lata.
Wypijamy ostatnie krople z naszych szklanek i ruszamy na parkiet. Muszę przyznać, że na początku nogi mi się trochę plączą, ale szybko się ogarniam. Najpierw tańczę z Kają, później z Dominikiem, następnie z obojgiem na raz i tak w kółko. W pewnym momencie zaczynam tańczyć z jakimś facetem. Może i jestem piana, ale bez problemu stwierdzam, że jest przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o ciemnych oczach od razu trafia w mój gust. Tańczymy ze sobą dwie albo trzy piosenki tylko po to, aby później udać się do baru.
Muszę być już naprawdę piana, bo śmieję się z byle czego. Facetowi, który nie wiem nawet jak się nazywa, najwyraźniej to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Coraz bardziej mnie nakręca i stawia mi kolejne drinki.
Jestem już tak piana, że nie przeszkadza mi jego ręka na moim kolanie, czy zbereźne teksty szeptane mi do ucha. W głowie mi się kręci, ale dobrze mi z tym.
***
-Gdzie ona może do cholery być?-jestem coraz bardziej zdenerwowana. To miała być zwykła impreza. A tym czasem sama pomysłodawczyni gdzieś się zgubiła.-Mam nadzieję tylko że nic jej się nie stało.
-Przestań w ogóle tak mówić i przede wszystkim uspokój się. Przecież ona nie ma 5 lat, że trzeba ją prowadzić za rękę. Może po prostu stwierdziła, że ma już dość i wróciła do domu.-nie wiem jak on to robi, że jest zawsze taki spokojny, ale też bym tak chciała.
-Wątpię. Ale jeśli jeszcze trochę wypiła to jest na pewno teraz nieciekawie z nią.-zaczynam się o nią coraz bardziej martwić.
-Ale jak to w ogóle możliwe, że nie zauważyliśmy jej zniknięcia. Może jednak sprawdźmy czy po prostu nie wróciła do domu.
-Ok. Chyba powinnam mieć numer Bartmana. Jednak zawieranie znajomości w pracy z klientami czasami się na coś przydaje. Mam nadzieję, że go nie usunęłam-mówię przeglądając listę kontaktów.-Jest! Oby odebrał....- wciskam zieloną słuchawkę.
-Ale co Ba...
-Cii... Zbyszek? Tu Kaja, ta kelnerka z baru. Jestem koleżanką Karoliny. Mógłbyś sprawdzić czy jest w domu?
-Coś się stało?-jego głos zaczyna być trochę zdenerwowany.
-Możesz nie zadawać pytań tylko sprawdzić?
-Okey.-czekam chwilę, która ciągnie się w nieskończoność. Słyszę jak dzwoni do jej drzwi.-Niestety nie ma.
-Aha.-od razu się rozłączam.-Cholera jasna!
-Rozumiem, że jej tam nie ma. Tylko możesz mi powiedzieć co ma wspólnego Zbyszek Bartman z wami? Jakoś nigdy nie wspominałaś mi, że go znasz.-Dominik chyba czuje się urażony.
-Bo ja go nie znam. A jego numer mam, bo mi kiedyś po pijaku w barze go dał. Jednak ja nigdy z niego nie korzystałam, aż do dziś. Bo tak się składa, że Bartman jest uciążliwym sąsiadem naszej Karol. A teraz chodźmy jej szukać.-ruszam kolejny już raz w stronę baru.
-Ale jak? Możesz trochę jaśniej?
-Dominik nie teraz. Chyba mamy teraz trochę większy problem niż wyjaśnianie ci dokładnie tego w jaki sposób dostałam numer Bartmana.-zaczyna mnie trochę irytować.
-Spoko.-mówi i w końcu rusza za mną. Jest chyba trochę wkurzony,ale teraz najważniejsze jest znalezienie Karol.
Przy barze jednak nie ma jej. Właśnie mamy zamiar wyjść z budynku i szukać wokół niego, gdy nagle zauważam ją przy jednym ze stolików z jakimś facetem. Jest ewidentnie piana i nie zwraca w ogóle uwagi na to co on z nią robi. Podchodzimy do stolika przy którym siedzą. Facet jest nieco niezadowolony.
-Panu już podziękujemy za opiekę nad naszą koleżanką.-Dominik jest wyraźnie zdegustowany zachowaniem mężczyzny wobec Karoliny.-Mam panu pomóc czy sam pan ją zostawi?-podnosi nieco głos.
-Dobra już idę, a tobie radzę trochę wyluzować.-mówi odchodząc od nas.
-dupek-mówię pod nosem i próbuję obudzić koleżankę. Jednak nie jestem w stanie to zrobić. Witowicz bierze więc ją na ręce. Ja natomiast dzwonię po taksówkę. Postanawiamy zawieźć ją do mojego domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To jest najgorszy rozdział jaki do tej pory powstał w tym opowiadaniu. W ogóle mi się nie podoba. Miał być bez Zbyszka, a jednak Zbyś się tu pojawia, miało być całkiem inaczej a wyszło jak wyszło i chyba na lepsze tych wypocin zmienić się nie da, bo z badziewia nigdy nic dobrego już się nie da zrobić...
A teraz przejdźmy do bardziej przyjemnych rzeczy ;)
WYGRALIŚMY 3:1 Z SERBIĄ! :D <3 To nic że to był tylko mecz towarzyski. Ja uczułam się jakbym oglądała jakiś cholernie ważny mecz, ale to chyba dlatego że tak dawno oglądałam naszą reprezentacje i ogólnie siatkówkę męską na żywo... Po tak długim okresie nie oglądania zachwycałam się każdą akcją nie tylko tą udaną ale też tą przegraną i wcale nie przeszkadzało mi to, że nasi chłopcy nie są jeszcze w wysokiej formie. Chociaż porównując naszą grę z grą serbską mamy duużą przewagę :D I jeszcze jedna ważna wiadomość: JESZCZE TYLKO DWA TYGODNIE I LIGA ŚWIATOWA!!! :D
Czytajcie i komentujcie ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
Kaja zamawia drinki i trafia dokładnie w mój gust. Pijemy trunek i udajemy się na parkiet. Kiedy tylko moje ciało zaczyna poruszać się w rytm muzyki przypominają mi się stare, dobre czasy imprezowania z moimi znajomymi. No tak byłymi znajomymi, ale za to teraz mam Kaję. Cholera, miałam nie myśleć o problemach... Idziemy zamówić kolejnego drinka. Okazuje się, że Kaja jest dziewczyną do tańca i do różańca. W dosłownym tego zdania znaczeniu.
Kiedy pijemy nasze napoje podchodzi do nas jakiś facet.
-Kaja? Cześć! Dawno się nie widzieliśmy. Widzę, że jesteś z koleżanką.-mówiąc to zerka na mnie i nieznacznie się uśmiecha.
-Cześć Dominik. Tak, poznajcie się Karolina to Dominik Witowicz, Dominik to Karolina Kochowska.
-Karolina.-mówię i wyciągam rękę w stronę kolegi Kai.
-Miło, Dominik.-uśmiecha się i muska ustami moją dłoń. Na co ja rumienię się i odwracam nieznacznie głowę.
Siedzimy razem przy barze i pijemy różne trunki. Humor mi dopisuje jak nigdy. To pewnie sprawka tych wszystkich procentów, ale co tam... Dominik okazuje się naprawdę równym gościem. To kolejna moja bratnia dusza w tym mieście. Dominik tak samo jak ja i Kaja interesuje się siatkówką oraz oczywiście kibicuje naszym Pasiakom. Jak się okazuje jest też starszy ode mnie o 2 lata.
Wypijamy ostatnie krople z naszych szklanek i ruszamy na parkiet. Muszę przyznać, że na początku nogi mi się trochę plączą, ale szybko się ogarniam. Najpierw tańczę z Kają, później z Dominikiem, następnie z obojgiem na raz i tak w kółko. W pewnym momencie zaczynam tańczyć z jakimś facetem. Może i jestem piana, ale bez problemu stwierdzam, że jest przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o ciemnych oczach od razu trafia w mój gust. Tańczymy ze sobą dwie albo trzy piosenki tylko po to, aby później udać się do baru.
Muszę być już naprawdę piana, bo śmieję się z byle czego. Facetowi, który nie wiem nawet jak się nazywa, najwyraźniej to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Coraz bardziej mnie nakręca i stawia mi kolejne drinki.
Jestem już tak piana, że nie przeszkadza mi jego ręka na moim kolanie, czy zbereźne teksty szeptane mi do ucha. W głowie mi się kręci, ale dobrze mi z tym.
***
-Gdzie ona może do cholery być?-jestem coraz bardziej zdenerwowana. To miała być zwykła impreza. A tym czasem sama pomysłodawczyni gdzieś się zgubiła.-Mam nadzieję tylko że nic jej się nie stało.
-Przestań w ogóle tak mówić i przede wszystkim uspokój się. Przecież ona nie ma 5 lat, że trzeba ją prowadzić za rękę. Może po prostu stwierdziła, że ma już dość i wróciła do domu.-nie wiem jak on to robi, że jest zawsze taki spokojny, ale też bym tak chciała.
-Wątpię. Ale jeśli jeszcze trochę wypiła to jest na pewno teraz nieciekawie z nią.-zaczynam się o nią coraz bardziej martwić.
-Ale jak to w ogóle możliwe, że nie zauważyliśmy jej zniknięcia. Może jednak sprawdźmy czy po prostu nie wróciła do domu.
-Ok. Chyba powinnam mieć numer Bartmana. Jednak zawieranie znajomości w pracy z klientami czasami się na coś przydaje. Mam nadzieję, że go nie usunęłam-mówię przeglądając listę kontaktów.-Jest! Oby odebrał....- wciskam zieloną słuchawkę.
-Ale co Ba...
-Cii... Zbyszek? Tu Kaja, ta kelnerka z baru. Jestem koleżanką Karoliny. Mógłbyś sprawdzić czy jest w domu?
-Coś się stało?-jego głos zaczyna być trochę zdenerwowany.
-Możesz nie zadawać pytań tylko sprawdzić?
-Okey.-czekam chwilę, która ciągnie się w nieskończoność. Słyszę jak dzwoni do jej drzwi.-Niestety nie ma.
-Aha.-od razu się rozłączam.-Cholera jasna!
-Rozumiem, że jej tam nie ma. Tylko możesz mi powiedzieć co ma wspólnego Zbyszek Bartman z wami? Jakoś nigdy nie wspominałaś mi, że go znasz.-Dominik chyba czuje się urażony.
-Bo ja go nie znam. A jego numer mam, bo mi kiedyś po pijaku w barze go dał. Jednak ja nigdy z niego nie korzystałam, aż do dziś. Bo tak się składa, że Bartman jest uciążliwym sąsiadem naszej Karol. A teraz chodźmy jej szukać.-ruszam kolejny już raz w stronę baru.
-Ale jak? Możesz trochę jaśniej?
-Dominik nie teraz. Chyba mamy teraz trochę większy problem niż wyjaśnianie ci dokładnie tego w jaki sposób dostałam numer Bartmana.-zaczyna mnie trochę irytować.
-Spoko.-mówi i w końcu rusza za mną. Jest chyba trochę wkurzony,ale teraz najważniejsze jest znalezienie Karol.
Przy barze jednak nie ma jej. Właśnie mamy zamiar wyjść z budynku i szukać wokół niego, gdy nagle zauważam ją przy jednym ze stolików z jakimś facetem. Jest ewidentnie piana i nie zwraca w ogóle uwagi na to co on z nią robi. Podchodzimy do stolika przy którym siedzą. Facet jest nieco niezadowolony.
-Panu już podziękujemy za opiekę nad naszą koleżanką.-Dominik jest wyraźnie zdegustowany zachowaniem mężczyzny wobec Karoliny.-Mam panu pomóc czy sam pan ją zostawi?-podnosi nieco głos.
-Dobra już idę, a tobie radzę trochę wyluzować.-mówi odchodząc od nas.
-dupek-mówię pod nosem i próbuję obudzić koleżankę. Jednak nie jestem w stanie to zrobić. Witowicz bierze więc ją na ręce. Ja natomiast dzwonię po taksówkę. Postanawiamy zawieźć ją do mojego domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To jest najgorszy rozdział jaki do tej pory powstał w tym opowiadaniu. W ogóle mi się nie podoba. Miał być bez Zbyszka, a jednak Zbyś się tu pojawia, miało być całkiem inaczej a wyszło jak wyszło i chyba na lepsze tych wypocin zmienić się nie da, bo z badziewia nigdy nic dobrego już się nie da zrobić...
A teraz przejdźmy do bardziej przyjemnych rzeczy ;)
WYGRALIŚMY 3:1 Z SERBIĄ! :D <3 To nic że to był tylko mecz towarzyski. Ja uczułam się jakbym oglądała jakiś cholernie ważny mecz, ale to chyba dlatego że tak dawno oglądałam naszą reprezentacje i ogólnie siatkówkę męską na żywo... Po tak długim okresie nie oglądania zachwycałam się każdą akcją nie tylko tą udaną ale też tą przegraną i wcale nie przeszkadzało mi to, że nasi chłopcy nie są jeszcze w wysokiej formie. Chociaż porównując naszą grę z grą serbską mamy duużą przewagę :D I jeszcze jedna ważna wiadomość: JESZCZE TYLKO DWA TYGODNIE I LIGA ŚWIATOWA!!! :D
Czytajcie i komentujcie ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
sobota, 18 maja 2013
Rozdział 5
W pracy panuje mały ruch, więc moja koleżanka z pracy Kasia sama stoi za barem. Ja natomiast siedzę na zapleczu i myślę nad tym wszystkim co się wydarzyło. Mam dość już tego Bartmana. Z tego wszystkiego aż głowa mnie rozbolała.
Nagle z sali zaczynają dochodzić głośne śmiechy, a także wołanie Kasi. Z niechęcią podnoszę się z krzesła i idę na salę. Kiedy widzę gości zatrzymuję się, a moja szczęka leci do ziemi. Przede mną stoi pięciu najlepszych siatkarzy Asseco Resovii, między innymi Paul Lotman, Olieg Achrem, Igła, Cichy Pit i Kosa... Muszę wyglądać jak idiotka, bo wszyscy zaczynają się na mnie patrzeć. W końcu ogarniam się i podchodzę do baru. Nogi mam jak z waty, a oczy biegną w kierunku sportowców. Staram się jednak być obojętna w stosunku do nowo przybyłych gości. Podchodzę do ich stolika.
-Coś panom podać?-staram się aby mój głos brzmiał normalnie.
-Tak. Poprosimy po jednym piwie dla każdego.-według zamówienia podaję im piwo i oddalam się od stolika. Słyszę głośne śmiechy, kiedy Paul próbuje wymówić słowo "usatysfakcjonowany". Słysząc to uśmiecham się nieznacznie do siebie. Zawsze wiedziałam, że nasz ojczysty język jest trudny i szczerze współczuję tym nieszczęśnikom zza granicy, którzy muszą uczyć się polskiego.
Z moich rozmyśleń nad trudnościami języka polskiego wyrywa mnie uniesiona do góry ręka Igły. Z uśmiechem kieruję się do ich stolika.
-Podać panom coś jeszcze?
-Tak, poprosimy jeszcze raz to samo. Tylko tym razem o jedno więcej dla naszego kolegi.-ten białoruski akcent zawsze wywołuje u mnie uśmiech na twarzy.
-Oczywiście, już przynoszę
Odchodzę od ich stolika, tylko po to aby zaraz wrócić z zamówieniem siatkarzy. Odwracając się wpadam na kogoś... No nie nawet tu? Myślałam, że praca będzie miejscem, gdzie będę mogła odpocząć od Bartmana, ale jednak się myliłam.
-Przepraszam.-mówię, próbując go wyminąć. Jednak on mi to uniemożliwia i zastawia mi drogę swoim ciałem.
-Karolina?Co ty tu robisz?
-Nie widzisz? Pracuję... Mógłbyś mi teraz uprzejmie zejść z drogi?-zaczyna mnie irytować.
-A mogłabyś uprzejmie ze mną porozmawiać?
-Uprzejmie mówię ci, że nie mogę z tobą w tym momencie porozmawiać, ponieważ jestem w pracy.-mówię i wymijam go. Kątem oka widzę jeszcze zdziwione miny chłopaków. Szczerze mówiąc mam gdzieś co oni o tym wszystkim sobie teraz myślą.
Siadam za barem i próbuję się uspokoić. Jednak to nie jest mi dane, ponieważ zaraz podchodzi do mnie Kasia.
-Ej... Co to było tam przy stoliku naszych siatkarzy?
-Nic, a co miało być?-próbuję ją zbyć. Nie mam ochoty rozmawiać na tematy związane z Bartmanem. Nie powinno ją to w ogóle interesować.
-Jak ro nic? Przecież widziałam... Między tobą a Zbyszkiem coś jest, prawda?-nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem. Jednak kiedy widzę jej speszoną minę przestaję się śmiać.
-Mnie i Bartmana nic nie łączy i nigdy nie będzie łączyć. On jest po prostu moim nieznośnym sąsiadem-staram się jej to wszystko spokojnie wytłumaczyć,
-I nigdy wcześniej nic was nie łączyło?
-Nie. Pewnie trudno ci jest uwierzyć, że gwiazda sportu może być uciążliwym sąsiadem, ale niestety tak jest...
-Ok, rozumiem.-mówi i odchodzi ode mnie.
Moja zmiana na szczęście kończy się za 15 minut więc są małe szanse, że Bartman zdenerwuje mnie jeszcze bardziej. Powoli zaczynam zbierać swoje rzeczy i chować je do mojej torby. W końcu pojawia się moja zmienniczka. Co dziwne jest 5 minut wcześniej. Biorę więc swoje rzeczy i wychodzę z budynku. Po chwili czuję, że ktoś łapie mnie za ramię. Odwracam się a przede mną stoi Bartman. Znowu Bartman.
-Czego?-mój głos zdradza, że jestem poirytowana.
-Możemy porozmawiać?
-Nie.-chcę iść dalej, jednak on łapie mnie za rękę.
-Już jesteś po pracy, więc masz chyba chociaż 5 minut.-mówi prawie błagalnym głosem.
-Jeżeli z tobą porozmawiam, dasz mi w końcu spokój?-to chyba jest jedyne rozwiązanie.
-Tak.
-No to o co ci chodzi? Tylko szybko bo śpieszę się.
-Chcę cię przeprosić za to wszystko. Wiem, że zachowałem się jak dzieciak, ale...
-No ciekawa jestem jak usprawiedliwisz się i fakt, że się do mnie dobierałeś...
-Masz rację. Tego nie da się usprawiedliwić. Ale chcę, abyś mi wybaczyła i dała drugą szansę.
-Ale skąd mam mieć pewność, że nie zrobisz tego znowu?
-Obiecuję. Przynajmniej się postaram. To jak?
-Powiedzmy, że ci dam tę szansę.-sama nie wierzę w to co mówię.
-Dziękuję-przytula mnie. Jednak ja odsuwam się od niego.
-Sorki, ale ja muszę już iść. Pa.-rzucam i oddalam się od niego. Mam mętlik w głowie. Chyba muszę jakoś odreagować. Kaja jest już w sumie zdrowa, tylko ma jeszcze zwolnienie lekarskie. Wybieram więc jej numer i gdy tylko odbiera krzyczę.
-Idziemy dziś na imprezę i nie uznaję odmowy! Jestem u ciebie za 2 godziny i masz być gotowa!-po tym rozłączam się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jest kolejny rozdział, który pozostawiam waszej ocenie ;)
Za dużo Bartmana, o wiele za dużo... No ale co ja mogę z tym zrobić skoro to samo się tak pisze, a moja chora wyobraźnia nie pozwala na żaden jego wyjazd, ale trzeba to zmienić ;D
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
Nagle z sali zaczynają dochodzić głośne śmiechy, a także wołanie Kasi. Z niechęcią podnoszę się z krzesła i idę na salę. Kiedy widzę gości zatrzymuję się, a moja szczęka leci do ziemi. Przede mną stoi pięciu najlepszych siatkarzy Asseco Resovii, między innymi Paul Lotman, Olieg Achrem, Igła, Cichy Pit i Kosa... Muszę wyglądać jak idiotka, bo wszyscy zaczynają się na mnie patrzeć. W końcu ogarniam się i podchodzę do baru. Nogi mam jak z waty, a oczy biegną w kierunku sportowców. Staram się jednak być obojętna w stosunku do nowo przybyłych gości. Podchodzę do ich stolika.
-Coś panom podać?-staram się aby mój głos brzmiał normalnie.
-Tak. Poprosimy po jednym piwie dla każdego.-według zamówienia podaję im piwo i oddalam się od stolika. Słyszę głośne śmiechy, kiedy Paul próbuje wymówić słowo "usatysfakcjonowany". Słysząc to uśmiecham się nieznacznie do siebie. Zawsze wiedziałam, że nasz ojczysty język jest trudny i szczerze współczuję tym nieszczęśnikom zza granicy, którzy muszą uczyć się polskiego.
Z moich rozmyśleń nad trudnościami języka polskiego wyrywa mnie uniesiona do góry ręka Igły. Z uśmiechem kieruję się do ich stolika.
-Podać panom coś jeszcze?
-Tak, poprosimy jeszcze raz to samo. Tylko tym razem o jedno więcej dla naszego kolegi.-ten białoruski akcent zawsze wywołuje u mnie uśmiech na twarzy.
-Oczywiście, już przynoszę
Odchodzę od ich stolika, tylko po to aby zaraz wrócić z zamówieniem siatkarzy. Odwracając się wpadam na kogoś... No nie nawet tu? Myślałam, że praca będzie miejscem, gdzie będę mogła odpocząć od Bartmana, ale jednak się myliłam.
-Przepraszam.-mówię, próbując go wyminąć. Jednak on mi to uniemożliwia i zastawia mi drogę swoim ciałem.
-Karolina?Co ty tu robisz?
-Nie widzisz? Pracuję... Mógłbyś mi teraz uprzejmie zejść z drogi?-zaczyna mnie irytować.
-A mogłabyś uprzejmie ze mną porozmawiać?
-Uprzejmie mówię ci, że nie mogę z tobą w tym momencie porozmawiać, ponieważ jestem w pracy.-mówię i wymijam go. Kątem oka widzę jeszcze zdziwione miny chłopaków. Szczerze mówiąc mam gdzieś co oni o tym wszystkim sobie teraz myślą.
Siadam za barem i próbuję się uspokoić. Jednak to nie jest mi dane, ponieważ zaraz podchodzi do mnie Kasia.
-Ej... Co to było tam przy stoliku naszych siatkarzy?
-Nic, a co miało być?-próbuję ją zbyć. Nie mam ochoty rozmawiać na tematy związane z Bartmanem. Nie powinno ją to w ogóle interesować.
-Jak ro nic? Przecież widziałam... Między tobą a Zbyszkiem coś jest, prawda?-nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem. Jednak kiedy widzę jej speszoną minę przestaję się śmiać.
-Mnie i Bartmana nic nie łączy i nigdy nie będzie łączyć. On jest po prostu moim nieznośnym sąsiadem-staram się jej to wszystko spokojnie wytłumaczyć,
-I nigdy wcześniej nic was nie łączyło?
-Nie. Pewnie trudno ci jest uwierzyć, że gwiazda sportu może być uciążliwym sąsiadem, ale niestety tak jest...
-Ok, rozumiem.-mówi i odchodzi ode mnie.
Moja zmiana na szczęście kończy się za 15 minut więc są małe szanse, że Bartman zdenerwuje mnie jeszcze bardziej. Powoli zaczynam zbierać swoje rzeczy i chować je do mojej torby. W końcu pojawia się moja zmienniczka. Co dziwne jest 5 minut wcześniej. Biorę więc swoje rzeczy i wychodzę z budynku. Po chwili czuję, że ktoś łapie mnie za ramię. Odwracam się a przede mną stoi Bartman. Znowu Bartman.
-Czego?-mój głos zdradza, że jestem poirytowana.
-Możemy porozmawiać?
-Nie.-chcę iść dalej, jednak on łapie mnie za rękę.
-Już jesteś po pracy, więc masz chyba chociaż 5 minut.-mówi prawie błagalnym głosem.
-Jeżeli z tobą porozmawiam, dasz mi w końcu spokój?-to chyba jest jedyne rozwiązanie.
-Tak.
-No to o co ci chodzi? Tylko szybko bo śpieszę się.
-Chcę cię przeprosić za to wszystko. Wiem, że zachowałem się jak dzieciak, ale...
-No ciekawa jestem jak usprawiedliwisz się i fakt, że się do mnie dobierałeś...
-Masz rację. Tego nie da się usprawiedliwić. Ale chcę, abyś mi wybaczyła i dała drugą szansę.
-Ale skąd mam mieć pewność, że nie zrobisz tego znowu?
-Obiecuję. Przynajmniej się postaram. To jak?
-Powiedzmy, że ci dam tę szansę.-sama nie wierzę w to co mówię.
-Dziękuję-przytula mnie. Jednak ja odsuwam się od niego.
-Sorki, ale ja muszę już iść. Pa.-rzucam i oddalam się od niego. Mam mętlik w głowie. Chyba muszę jakoś odreagować. Kaja jest już w sumie zdrowa, tylko ma jeszcze zwolnienie lekarskie. Wybieram więc jej numer i gdy tylko odbiera krzyczę.
-Idziemy dziś na imprezę i nie uznaję odmowy! Jestem u ciebie za 2 godziny i masz być gotowa!-po tym rozłączam się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jest kolejny rozdział, który pozostawiam waszej ocenie ;)
Za dużo Bartmana, o wiele za dużo... No ale co ja mogę z tym zrobić skoro to samo się tak pisze, a moja chora wyobraźnia nie pozwala na żaden jego wyjazd, ale trzeba to zmienić ;D
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
czwartek, 9 maja 2013
Rozdział 4
Pięć dni później...
Ostatnie dni spędziłam głównie w pracy, bo Kaja rozchorowała się i musiałam wziąć jej zmianę. Tak więc przez ostatnie dni krążyłam między pracą i domem koleżanki. Do swojego mieszkania wracałam dopiero późnym wieczorem. Jeżeli chodzi o mojego nowego sąsiada to nie widziałam go od tamtej nocy i bardzo się z tego powodu cieszę. Po tej wiadomości, którą mi zostawił zaczęłam się go obawiać. Wygląda na to, że te wszystkie plotki, które krążą na jego temat są prawdą.
Dziś jest kolejny dzień, a właściwie już późny wieczór, kiedy do swojego mieszkania wracam niewiele przed północą. Jestem cholernie zmęczona i jedyne czego pragnę to szybki prysznic i moje wygodne łóżko. Wchodząc po schodach słyszę kłótnię w mieszkaniu Bartmana.
-Tolerowałam wszystkie twoje wybryki, wszystkie te panienki, który przewinęły się przez twoje łóżko, więc teraz należą mi się jakieś wyjaśnienia!-słyszę kobiecy głos. Tak, wiem nie ładnie podsłuchiwać, ale w sumie jak można tego nie słyszeć. Krzyczą tak, że cały blok ich słyszy...
-Co mam Ci powiedzieć? Po prostu uświadomiłem sobie, że nie jesteś kobietą dla mnie. Nie mogę być z kimś, kto nie dzieli ze mną moich zainteresowań, a moją pasję i zawód traktuje jak karę za grzechy.-ton Bartmana wskazuje na to, że jest mocno poirytowany. Czyżby słynny Zbigniew Bartman miał problemy ze swoją lalą?
-Nie mów mi, że zrywasz ze mną tylko dlatego, bo nie lubię siatkówki!-O proszę jego panienka nie lubi sportu, jakie to smutne.
-Tak, właśnie niedawno uświadomiłem sobie, że są jeszcze kobiety kochające ten sport- O cholera, przecież on cytuje moje słowa. Słyszę głośny śmiech
-Ta jasne, po prostu znalazłeś lepszą ode mnie w łóżku.- Drzwi od mieszkania siatkarza otwierają się, a z mieszkania wybiega kobieta.
-Złaź mi z drogi!-krzyczy mijając mnie.
-Wystarczyłoby przepraszam.
-Wal się-rzuca przez ramię. W drzwiach natomiast pojawia się Bartman. Kiedy chcę wejść do swojego mieszkania on nagle zastępuje mi drogę.
-Mógłbyś się odsunąć? Chcę wejść do mieszkania.
-Przepraszam za nią-ton Bartmana jest niezwykle czuły. Jednak mnie to nie kręci.
-Spoko, a teraz zejdź, bo jestem zmęczona.- Jednak on nie reaguje. Nagle jego twarz zaczyna zbliżać się w kierunku mojej. On chyba sobie kpi.-Bartman do cholery odsuń się, bo cię uszkodzę.-No ale facet przecież nigdy nie słucha... Siatkarz muska moje usta swoimi na co ja reaguję natychmiastowo. Uderzam go w twarz i odpycham od siebie, Kiedy jednak nie odsuwa się od moich drzwi moje kolano ląduje między jego nogami co działa natychmiastowo. Siatkarz odchodzi od drzwi i siada przy ścianie.
-Ostrzegałam-mówię przez ramię po czym zamykam drzwi.
Nie wierzę... On na serio myślał, że jestem łatwa i ulegnę... Jest taki żałosny, ale przynajmniej teraz wiem, że muszę omijać go szerokim łukiem.
Prysznic pomógł mi ochłonąć po tym co wydarzyło się przed moim mieszkaniem. Teraz odświeżona udaję się do mojej sypialni, gdzie w końcu będę mogła oddać się w objęcia Morfeusza.
Rano budzi mnie nie mój budzik, ale dzwonek do drzwi. Jestem zdziwiona, bo kto normalny tak wcześnie może się do mnie dobijać... Moja ciekawość bierze górę i postanawiam otworzyć. Wstaję i udaję się do drzwi. Jakie jest moje zdziwienie kiedy przed drzwiami nie ma nikogo, a na wycieraczce widzę białą różę z dołączoną karteczką, na której jest napisane tylko wielkie przepraszam. Czyżby Bartmana ruszyło sumienie? Wracam do mieszkania i wstawiam kwiat do wody. Idę do łazienki, gdzie biorę zimny prysznic. Od razu czuję się lepiej. Dziś jak zwykle mam problem w co się ubrać. Jednak po chwili decyduję się na czarne szorty, białą bokserkę i przewiewną koszulę, a do tego jak zwykle trampki.Tak ubrana idę zjeść śniadanie. Po śniadaniu postanawiam trochę posprzątać w mieszkaniu. Właśnie wychodzę wyrzucić śmieci i wpadam na kogo? Oczywiście na mojego "kochanego" sąsiada...
-Cześć-mówi z uśmiechem
-Cześć-mam zamiar iść dalej, jednak on łapie mnie za rękę.
-Możemy pogadać?
-Nie-wyrywam swój nadgarstek z jego uścisku i zbiegam po schodach. Nie mogę zrozumieć jak można być aż tak natrętnym. Muszę w końcu z kimś o tym porozmawiać. Bez chwili zastanowienia wybieram numer do Kai i informuję ją, że będę u niej za pół godziny.
40 minut później....
-Na prawdę nie wiem. Skoro się nie znacie to jego zachowanie jest nieuzasadnione-Kaja po wysłuchaniu całej historii próbuje mi rozgryźć Bartmana.
-Tyle to ja sama wiem...
-Są dwa wytłumaczenia.-jej mina wskazuje na to, że intensywnie myśli. Nie przypuszczałam, że aż tak ją to zaabsorbuje.
-Jakie?
-Pierwsze to, to że jesteś po prostu jego kolejnym celem, albo najzwyczajniej w świecie spodobałaś się mu i chce cię lepiej poznać, ale nie wie jak zagadać.-prawie zadławiłam się własną śliną.
-Zbigniew Bartman nie wie jak zagadać? To chyba coś nowego.
-Ale pomyśl... On należy do grona tych, którzy raczej nie muszą się wysilać bo laski same wskakują mu do łóżka. Ty zapewne jesteś pierwszą od bardzo dawna, która stawia nu taki opór.
-Czy ja wiem...-jakoś nie potrafię do końca uwierzyć w to, że siatkarz nie wie jak rozpocząć znajomość.
-Zastanów się nad tym. Może warto dać mu drugą szansę.-spokojny i pewny tego co mówi głos mojej przyjaciółki przemawia do mojej psychiki.
-Dobrze dam mu drugą szansę. Ale jeden jego wybryk i ma zakaz zbliżania się do mnie.
-Zakaz zbliżania? Karo czy ty się dobrze czujesz? To twój sąsiad, więc to będzie nie możliwe, zwłaszcza że mieszkacie na tej samej klatce.-realistka się znalazła....
-Tak, czuję się świetnie i mówię poważnie.-zaczynam się trochę irytować.
-Spokojnie. Zrobisz co zechcesz. To jest tylko moje zdanie.- Kaja chyba wyczuwa moje poirytowanie, a ja czuję się w tym momencie głupio. Sama do niej przyszłam, a teraz robię jej jakieś sceny.
-Przepraszam- mówię i przytulam ją do siebie.
-Spoko, ale teraz chyba musisz lecieć do baru.-jak ona to robi, że zawsze wszystko ogarnia.
-Masz rację później wpadnę.-mówię zakładając już buty.
-Pa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z opóźnieniem ale jest... Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła, szczerze to mam już dość -.-"
Co powiecie na zachowanie Zbysia? Jak myślicie jaki cel ma Bartman?
Czytajcie i komentujcie ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
Ostatnie dni spędziłam głównie w pracy, bo Kaja rozchorowała się i musiałam wziąć jej zmianę. Tak więc przez ostatnie dni krążyłam między pracą i domem koleżanki. Do swojego mieszkania wracałam dopiero późnym wieczorem. Jeżeli chodzi o mojego nowego sąsiada to nie widziałam go od tamtej nocy i bardzo się z tego powodu cieszę. Po tej wiadomości, którą mi zostawił zaczęłam się go obawiać. Wygląda na to, że te wszystkie plotki, które krążą na jego temat są prawdą.
Dziś jest kolejny dzień, a właściwie już późny wieczór, kiedy do swojego mieszkania wracam niewiele przed północą. Jestem cholernie zmęczona i jedyne czego pragnę to szybki prysznic i moje wygodne łóżko. Wchodząc po schodach słyszę kłótnię w mieszkaniu Bartmana.
-Tolerowałam wszystkie twoje wybryki, wszystkie te panienki, który przewinęły się przez twoje łóżko, więc teraz należą mi się jakieś wyjaśnienia!-słyszę kobiecy głos. Tak, wiem nie ładnie podsłuchiwać, ale w sumie jak można tego nie słyszeć. Krzyczą tak, że cały blok ich słyszy...
-Co mam Ci powiedzieć? Po prostu uświadomiłem sobie, że nie jesteś kobietą dla mnie. Nie mogę być z kimś, kto nie dzieli ze mną moich zainteresowań, a moją pasję i zawód traktuje jak karę za grzechy.-ton Bartmana wskazuje na to, że jest mocno poirytowany. Czyżby słynny Zbigniew Bartman miał problemy ze swoją lalą?
-Nie mów mi, że zrywasz ze mną tylko dlatego, bo nie lubię siatkówki!-O proszę jego panienka nie lubi sportu, jakie to smutne.
-Tak, właśnie niedawno uświadomiłem sobie, że są jeszcze kobiety kochające ten sport- O cholera, przecież on cytuje moje słowa. Słyszę głośny śmiech
-Ta jasne, po prostu znalazłeś lepszą ode mnie w łóżku.- Drzwi od mieszkania siatkarza otwierają się, a z mieszkania wybiega kobieta.
-Złaź mi z drogi!-krzyczy mijając mnie.
-Wystarczyłoby przepraszam.
-Wal się-rzuca przez ramię. W drzwiach natomiast pojawia się Bartman. Kiedy chcę wejść do swojego mieszkania on nagle zastępuje mi drogę.
-Mógłbyś się odsunąć? Chcę wejść do mieszkania.
-Przepraszam za nią-ton Bartmana jest niezwykle czuły. Jednak mnie to nie kręci.
-Spoko, a teraz zejdź, bo jestem zmęczona.- Jednak on nie reaguje. Nagle jego twarz zaczyna zbliżać się w kierunku mojej. On chyba sobie kpi.-Bartman do cholery odsuń się, bo cię uszkodzę.-No ale facet przecież nigdy nie słucha... Siatkarz muska moje usta swoimi na co ja reaguję natychmiastowo. Uderzam go w twarz i odpycham od siebie, Kiedy jednak nie odsuwa się od moich drzwi moje kolano ląduje między jego nogami co działa natychmiastowo. Siatkarz odchodzi od drzwi i siada przy ścianie.
-Ostrzegałam-mówię przez ramię po czym zamykam drzwi.
Nie wierzę... On na serio myślał, że jestem łatwa i ulegnę... Jest taki żałosny, ale przynajmniej teraz wiem, że muszę omijać go szerokim łukiem.
Prysznic pomógł mi ochłonąć po tym co wydarzyło się przed moim mieszkaniem. Teraz odświeżona udaję się do mojej sypialni, gdzie w końcu będę mogła oddać się w objęcia Morfeusza.
Rano budzi mnie nie mój budzik, ale dzwonek do drzwi. Jestem zdziwiona, bo kto normalny tak wcześnie może się do mnie dobijać... Moja ciekawość bierze górę i postanawiam otworzyć. Wstaję i udaję się do drzwi. Jakie jest moje zdziwienie kiedy przed drzwiami nie ma nikogo, a na wycieraczce widzę białą różę z dołączoną karteczką, na której jest napisane tylko wielkie przepraszam. Czyżby Bartmana ruszyło sumienie? Wracam do mieszkania i wstawiam kwiat do wody. Idę do łazienki, gdzie biorę zimny prysznic. Od razu czuję się lepiej. Dziś jak zwykle mam problem w co się ubrać. Jednak po chwili decyduję się na czarne szorty, białą bokserkę i przewiewną koszulę, a do tego jak zwykle trampki.Tak ubrana idę zjeść śniadanie. Po śniadaniu postanawiam trochę posprzątać w mieszkaniu. Właśnie wychodzę wyrzucić śmieci i wpadam na kogo? Oczywiście na mojego "kochanego" sąsiada...
-Cześć-mówi z uśmiechem
-Cześć-mam zamiar iść dalej, jednak on łapie mnie za rękę.
-Możemy pogadać?
-Nie-wyrywam swój nadgarstek z jego uścisku i zbiegam po schodach. Nie mogę zrozumieć jak można być aż tak natrętnym. Muszę w końcu z kimś o tym porozmawiać. Bez chwili zastanowienia wybieram numer do Kai i informuję ją, że będę u niej za pół godziny.
40 minut później....
-Na prawdę nie wiem. Skoro się nie znacie to jego zachowanie jest nieuzasadnione-Kaja po wysłuchaniu całej historii próbuje mi rozgryźć Bartmana.
-Tyle to ja sama wiem...
-Są dwa wytłumaczenia.-jej mina wskazuje na to, że intensywnie myśli. Nie przypuszczałam, że aż tak ją to zaabsorbuje.
-Jakie?
-Pierwsze to, to że jesteś po prostu jego kolejnym celem, albo najzwyczajniej w świecie spodobałaś się mu i chce cię lepiej poznać, ale nie wie jak zagadać.-prawie zadławiłam się własną śliną.
-Zbigniew Bartman nie wie jak zagadać? To chyba coś nowego.
-Ale pomyśl... On należy do grona tych, którzy raczej nie muszą się wysilać bo laski same wskakują mu do łóżka. Ty zapewne jesteś pierwszą od bardzo dawna, która stawia nu taki opór.
-Czy ja wiem...-jakoś nie potrafię do końca uwierzyć w to, że siatkarz nie wie jak rozpocząć znajomość.
-Zastanów się nad tym. Może warto dać mu drugą szansę.-spokojny i pewny tego co mówi głos mojej przyjaciółki przemawia do mojej psychiki.
-Dobrze dam mu drugą szansę. Ale jeden jego wybryk i ma zakaz zbliżania się do mnie.
-Zakaz zbliżania? Karo czy ty się dobrze czujesz? To twój sąsiad, więc to będzie nie możliwe, zwłaszcza że mieszkacie na tej samej klatce.-realistka się znalazła....
-Tak, czuję się świetnie i mówię poważnie.-zaczynam się trochę irytować.
-Spokojnie. Zrobisz co zechcesz. To jest tylko moje zdanie.- Kaja chyba wyczuwa moje poirytowanie, a ja czuję się w tym momencie głupio. Sama do niej przyszłam, a teraz robię jej jakieś sceny.
-Przepraszam- mówię i przytulam ją do siebie.
-Spoko, ale teraz chyba musisz lecieć do baru.-jak ona to robi, że zawsze wszystko ogarnia.
-Masz rację później wpadnę.-mówię zakładając już buty.
-Pa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z opóźnieniem ale jest... Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła, szczerze to mam już dość -.-"
Co powiecie na zachowanie Zbysia? Jak myślicie jaki cel ma Bartman?
Czytajcie i komentujcie ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*
wtorek, 30 kwietnia 2013
Rozdział 3
-Yy... Coś się stało? Wszystko w porządku?-mówi do mnie mężczyzna, a ja nadal stoję jak zamurowana z otwartą buzią i oczami wlepionymi w siatkarza.-Nic pani nie jest?-jego głos zdradza, że jest trochę zdezorientowany moim zachowaniem. Robi kilka kroków w moją stronę co sprawia, że wracam na ziemię.
-Yy... Tak, tak wszystko jest dobrze, przepraszam za moje zachowanie.-jąkam się jak jeszcze nigdy. Moja pewność siebie gdzieś zniknęła. Kiedy widzę jak reprezentant naszego kraju mierzy mnie wzrokiem, a na jego twarzy pojawia się uśmiech, uświadamiam sobie, że stoję przed nim tylko w skąpej koszulce ledwie zasłaniającej mój tyłek. Czuję jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce wstydu.
-To ja może już pójdę. Dobranoc.-właśnie mam zamiar zamknąć drzwi, kiedy on uniemożliwia mi to.
-Poczekaj. Mogę wejść, bo mam mały problem. Drzwi mi się zatrzasnęły i muszę czekać do jutra, a jakoś nie uśmiecha mi się spać na schodach.
-Kurcze co robić?- pytam samą siebie w myślach.
-Yy... No dobrze powiedzmy, że to będzie sąsiedzka przysługa.
-Ok.-mówi i podąża za mną do mojego mieszkania. Ja idę do sypialni, gdzie zakładam dresy. Kiedy wchodzę do kuchni widzę jak mój gość stoi przy oknie i wpatruje się w miasto.
-Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić.-chyba trochę go zaskakuje mój szybki powrót. Natychmiast się odwraca i kolejny raz mierzy mnie wzrokiem.-Tak więc nazywam się Karolina Kochowska.-mówię nieśmiało, na co on nieznacznie się uśmiecha.
-Miło mi cię poznać. Ja jestem Zbigniew Bartman.
-Tak, tak wiem i gratuluję wygranej Ligi Światowej-tym razem to na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
-Oo... Widzę, że mam tu fankę siatkówki, a co za tym idzie fankę Zbibiego Bartmana-na te słowa wybucham śmiechem. Czyży ten człowiek należał do grona osób, które widzą tylko czubek własnego nosa?
-Zgodzę się z tobą, ale tylko z tym pierwszym, bo z tym drugim to nie do końca.
-Jak to?-na jego twarzy maluje się zdziwienie, co jeszcze bardziej mnie rozśmiesza.
-Normalnie. Jestem fanką siatkówki. Kocham ten sport i przeprowadziłam się tu aby być bliżej mojego ulubionego klubu. Ale to, że jestem fanką siatkówki nie znaczy, że jestem twoją fanką albo któregokolwiek zawodnika. Nie jestem fanką zawodników, jestem fanką siatkówki.-widzę, że słucha mnie uważnie i analizuje każde moje słowo. Czy to co mówię jest czymś dziwnym?
-Pierwszy raz spotykam dziewczynę, która ogląda siatkówkę, bo naprawdę kocha ten sport...
-A czy w tym jest coś dziwnego? Po co miałabym oglądać mecz gdyby nie wywoływał we mnie skrajnych radości, nie dawał szczęścia z wygranej lub nie wprowadzał w depresję po przegranej?-nie rozumiem o co mu chodzi...
-Nie, po prostu każda dziewczyna, którą spotkałem, mówiła, że ogląda siatkówkę tylko dlatego, że grają w nią przystojni mężczyźni.-wybuch mojego śmiechu jest niekontrolowany. Nic nie poradzę na to, że każda wzmianka o hotkach kończy się z mojej strony wybuchem śmiechu.-Powiedziałem coś śmiesznego?
-Nie, po prostu kiedy ktoś mówi o tak zwanych hotkach chce mi się śmiać i zazwyczaj tak reaguję. Przepraszam.
Dla mnie to jest powód bardziej do płaczu niż do śmiechu. Moim zdaniem takie dziewczyny są żałosne.
-Taa... Nie tylko ty tak uważasz. Na szczęście są jeszcze takie, które oglądają ten sport, bo po prostu go kochają-mówiąc to lekko się uśmiecham- Mam nadzieję, że nie należę do gatunku, który powoli wymiera-tym razem siatkarz odwzajemnia mój uśmiech.
-Też mam taką nadzieję.-Zbyszek próbuje ukryć odruchy zmęczenia, ale słabo mu to wychodzi.
-Kurcze, przejechałeś tyle, pewnie jesteś zmęczony, a ja cię tu męczę moimi filozoficznymi wywodami na temat sportu. Przepraszam cię, ale obecnie nie posiadam pokoju gościnnego, więc będziesz musiał spać tu na kanapie.
-Nic nie szkodzi. Jestem ci wdzięczny, że w ogóle wpuściłaś mnie do mieszkania i nie muszę spać na schodach-muszę przyznać, że jego uśmiech jest naprawdę uroczy.
-Spoko spoko. Zaraz ci przyniosę czystą pościel.-mówię, znikając za drzwiami do pomieszczenia, gdzie znajdują się wszystkie moje rzeczy, które jeszcze nie zdążyłam wypakować. Biorę poduszkę oraz kołdrę i udaję się do mojego gościa.
-Proszę-podaję mu pościel. Bartman kolejny raz mierzy mnie wzrokiem i uśmiecha się buńczucznie. Robi to już trzeci raz w ciągu niecałej godziny. Czuję się trochę niekomfortowo, kiedy jego oczy docierają do moich nóg i na chwilę zawiesza na nich wzrok.
-Przepraszam, ale jestem strasznie zmęczona-mówię, kierując się w stronę sypialni-Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Dobranoc.-odwracam się na chwilę do mojego gościa by zaraz zniknąć za drzwiami pokoju.
Nie wierzę, że obok, w moim salonie, śpi reprezentant Polski w piłce siatkowej. Wydaje się miły, ale jest także trochę egoistyczny i te jego spojrzenia... Może powinnam się go obawiać? W końcu wszędzie mówią, że ze Zbigniewem Bartmanem nigdy nic nie wiadomo. Dalsze rozmyślanie na szczęście nie jest mi dane, bo ogarnia mnie błogi sen.
Rano budzą mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Chowam się pod koc, aby ukryć się przed słońcem. Jednak po chwili zaczyna robić mi się gorąco. Poddaję się i postanawiam podnieść mój zacny tyłek z łóżka. Idę do łazienki, gdzie staram się ogarnąć. Po 30 minutach wychodzę z łazienki w swoich ulubionych czarnych szortach i przewiewnej, białej koszulce.
Kiedy wchodzę do salonu Bartmana już nie ma. Pościel jest złożona, a na niej leży mała, biała karteczka. Wzięłam ją i zaczynam czytać:
"Karolinko
Dziękuję ci, że mogłem u ciebie przenocować i mam nadzieję, że będziemy dobrymi sąsiadami. Muszę ci także powiedzieć, że masz zgrabne nogi i... z resztą nie ważne.
Pamiętaj też, że wszystkie drogi prowadzą do mojego mieszkania, a stamtąd wprost do łóżka.
Całuję Zbyszek"
Kiedy pierwszy raz przeczytałam ten liścik nie mogłam zrozumieć sensu tych słów. Dopiero za drugim razem zrozumiałam, że najzwyczajniej w świecie stałam się kolejnym celem słynnego ZB9. Jednak to wszystko co o nim pisano jest prawdą. To facet, które myśli tylko o seksie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kurcze muszę się ogarnąć i dodawać rozdziały o jakiejś przyzwoitej godzinie... Co do rozdziału to nie będę się wypowiadać, zostawiam go waszej ocenie. Miałam kilka pomysłów na ten rozdział i połączyłam to w jeden, co chyba nie było niestety dobrym pomysłem...
Melody niestety nie trafiłaś, ale nie martw się dla Grzesia też coś znajdę ;) A co do bohatera jak Wam się podoba taka odsłona Zbyszka? :)
Czy tylko ja odczuwam brak sezonu klubowego ;/ i z utęsknieniem czekam na sezon reprezentacyjny?
Pozdrawiam A. ;*
-Yy... Tak, tak wszystko jest dobrze, przepraszam za moje zachowanie.-jąkam się jak jeszcze nigdy. Moja pewność siebie gdzieś zniknęła. Kiedy widzę jak reprezentant naszego kraju mierzy mnie wzrokiem, a na jego twarzy pojawia się uśmiech, uświadamiam sobie, że stoję przed nim tylko w skąpej koszulce ledwie zasłaniającej mój tyłek. Czuję jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce wstydu.
-To ja może już pójdę. Dobranoc.-właśnie mam zamiar zamknąć drzwi, kiedy on uniemożliwia mi to.
-Poczekaj. Mogę wejść, bo mam mały problem. Drzwi mi się zatrzasnęły i muszę czekać do jutra, a jakoś nie uśmiecha mi się spać na schodach.
-Kurcze co robić?- pytam samą siebie w myślach.
-Yy... No dobrze powiedzmy, że to będzie sąsiedzka przysługa.
-Ok.-mówi i podąża za mną do mojego mieszkania. Ja idę do sypialni, gdzie zakładam dresy. Kiedy wchodzę do kuchni widzę jak mój gość stoi przy oknie i wpatruje się w miasto.
-Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić.-chyba trochę go zaskakuje mój szybki powrót. Natychmiast się odwraca i kolejny raz mierzy mnie wzrokiem.-Tak więc nazywam się Karolina Kochowska.-mówię nieśmiało, na co on nieznacznie się uśmiecha.
-Miło mi cię poznać. Ja jestem Zbigniew Bartman.
-Tak, tak wiem i gratuluję wygranej Ligi Światowej-tym razem to na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
-Oo... Widzę, że mam tu fankę siatkówki, a co za tym idzie fankę Zbibiego Bartmana-na te słowa wybucham śmiechem. Czyży ten człowiek należał do grona osób, które widzą tylko czubek własnego nosa?
-Zgodzę się z tobą, ale tylko z tym pierwszym, bo z tym drugim to nie do końca.
-Jak to?-na jego twarzy maluje się zdziwienie, co jeszcze bardziej mnie rozśmiesza.
-Normalnie. Jestem fanką siatkówki. Kocham ten sport i przeprowadziłam się tu aby być bliżej mojego ulubionego klubu. Ale to, że jestem fanką siatkówki nie znaczy, że jestem twoją fanką albo któregokolwiek zawodnika. Nie jestem fanką zawodników, jestem fanką siatkówki.-widzę, że słucha mnie uważnie i analizuje każde moje słowo. Czy to co mówię jest czymś dziwnym?
-Pierwszy raz spotykam dziewczynę, która ogląda siatkówkę, bo naprawdę kocha ten sport...
-A czy w tym jest coś dziwnego? Po co miałabym oglądać mecz gdyby nie wywoływał we mnie skrajnych radości, nie dawał szczęścia z wygranej lub nie wprowadzał w depresję po przegranej?-nie rozumiem o co mu chodzi...
-Nie, po prostu każda dziewczyna, którą spotkałem, mówiła, że ogląda siatkówkę tylko dlatego, że grają w nią przystojni mężczyźni.-wybuch mojego śmiechu jest niekontrolowany. Nic nie poradzę na to, że każda wzmianka o hotkach kończy się z mojej strony wybuchem śmiechu.-Powiedziałem coś śmiesznego?
-Nie, po prostu kiedy ktoś mówi o tak zwanych hotkach chce mi się śmiać i zazwyczaj tak reaguję. Przepraszam.
Dla mnie to jest powód bardziej do płaczu niż do śmiechu. Moim zdaniem takie dziewczyny są żałosne.
-Taa... Nie tylko ty tak uważasz. Na szczęście są jeszcze takie, które oglądają ten sport, bo po prostu go kochają-mówiąc to lekko się uśmiecham- Mam nadzieję, że nie należę do gatunku, który powoli wymiera-tym razem siatkarz odwzajemnia mój uśmiech.
-Też mam taką nadzieję.-Zbyszek próbuje ukryć odruchy zmęczenia, ale słabo mu to wychodzi.
-Kurcze, przejechałeś tyle, pewnie jesteś zmęczony, a ja cię tu męczę moimi filozoficznymi wywodami na temat sportu. Przepraszam cię, ale obecnie nie posiadam pokoju gościnnego, więc będziesz musiał spać tu na kanapie.
-Nic nie szkodzi. Jestem ci wdzięczny, że w ogóle wpuściłaś mnie do mieszkania i nie muszę spać na schodach-muszę przyznać, że jego uśmiech jest naprawdę uroczy.
-Spoko spoko. Zaraz ci przyniosę czystą pościel.-mówię, znikając za drzwiami do pomieszczenia, gdzie znajdują się wszystkie moje rzeczy, które jeszcze nie zdążyłam wypakować. Biorę poduszkę oraz kołdrę i udaję się do mojego gościa.
-Proszę-podaję mu pościel. Bartman kolejny raz mierzy mnie wzrokiem i uśmiecha się buńczucznie. Robi to już trzeci raz w ciągu niecałej godziny. Czuję się trochę niekomfortowo, kiedy jego oczy docierają do moich nóg i na chwilę zawiesza na nich wzrok.
-Przepraszam, ale jestem strasznie zmęczona-mówię, kierując się w stronę sypialni-Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Dobranoc.-odwracam się na chwilę do mojego gościa by zaraz zniknąć za drzwiami pokoju.
Nie wierzę, że obok, w moim salonie, śpi reprezentant Polski w piłce siatkowej. Wydaje się miły, ale jest także trochę egoistyczny i te jego spojrzenia... Może powinnam się go obawiać? W końcu wszędzie mówią, że ze Zbigniewem Bartmanem nigdy nic nie wiadomo. Dalsze rozmyślanie na szczęście nie jest mi dane, bo ogarnia mnie błogi sen.
Rano budzą mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Chowam się pod koc, aby ukryć się przed słońcem. Jednak po chwili zaczyna robić mi się gorąco. Poddaję się i postanawiam podnieść mój zacny tyłek z łóżka. Idę do łazienki, gdzie staram się ogarnąć. Po 30 minutach wychodzę z łazienki w swoich ulubionych czarnych szortach i przewiewnej, białej koszulce.
Kiedy wchodzę do salonu Bartmana już nie ma. Pościel jest złożona, a na niej leży mała, biała karteczka. Wzięłam ją i zaczynam czytać:
"Karolinko
Dziękuję ci, że mogłem u ciebie przenocować i mam nadzieję, że będziemy dobrymi sąsiadami. Muszę ci także powiedzieć, że masz zgrabne nogi i... z resztą nie ważne.
Pamiętaj też, że wszystkie drogi prowadzą do mojego mieszkania, a stamtąd wprost do łóżka.
Całuję Zbyszek"
Kiedy pierwszy raz przeczytałam ten liścik nie mogłam zrozumieć sensu tych słów. Dopiero za drugim razem zrozumiałam, że najzwyczajniej w świecie stałam się kolejnym celem słynnego ZB9. Jednak to wszystko co o nim pisano jest prawdą. To facet, które myśli tylko o seksie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kurcze muszę się ogarnąć i dodawać rozdziały o jakiejś przyzwoitej godzinie... Co do rozdziału to nie będę się wypowiadać, zostawiam go waszej ocenie. Miałam kilka pomysłów na ten rozdział i połączyłam to w jeden, co chyba nie było niestety dobrym pomysłem...
Melody niestety nie trafiłaś, ale nie martw się dla Grzesia też coś znajdę ;) A co do bohatera jak Wam się podoba taka odsłona Zbyszka? :)
Czy tylko ja odczuwam brak sezonu klubowego ;/ i z utęsknieniem czekam na sezon reprezentacyjny?
Pozdrawiam A. ;*
wtorek, 23 kwietnia 2013
Rozdział 2
Od rana towarzyszy mi dziś dobry humor, który jest spowodowany wygraną naszej Reprezentacji. Wczoraj cieszyłam się jak głupia, bo obroniliśmy tytuł sprzed roku. No a dzisiaj znowu muszę wrócić na ziemię i iść do pracy. Na szczęście dziś mam dopiero na 14, więc spokojnie się ogarnę.
Mój zegarek wskazuje już 9.30, więc postanawiam w końcu wstać z łóżka. Już dawno nie spałam aż tak długo. W końcu zebrałam w sobie siłę aby wstać. Od razu kieruję się w stronę łazienki z myślą o długim prysznicu. Z łazienki wychodzę dopiero po godzinie już całkowicie ogarnięta i zdolna do życia. W kuchni stwierdzam, że moje zapasy żywności drastycznie maleją. Na śniadanie jem jogurt z płatkami owsianymi.
Kiedy kończę śniadanie mój telefon zaczyna dzwonić. Jestem trochę zdziwiona, bo odkąd wyjechałam nikt się ze mną nie kontaktował, a tu prawie nikogo nie znam.
-Słucham?-w końcu postanawiam odebrać.
[-Cześć tu Kaja. Dzwonię z pytaniem czy przed pracą dasz się wyciągnąć na kawę i ciastko.]-mówi moja rozmówczyni ze śmiechem
-Cześć. Oczywiście, że ci na to pozwolę. Tylko gdzie i o której?
[-No to może za 20 minut spotkajmy się koło naszego baru. W pobliżu jest mała, ale przytulna kawiarenka.]
-Dobrze
Uśmiech mimowolnie pojawia się na moich ustach. Na samą myśl o tym, że będę mogła wymienić spostrzeżenia na temat wczorajszego meczu z osobą, która także kocha ten sport poprawia mi się humor jeszcze bardziej.
Czekam na Kaję w wyznaczonym miejscu. Jak zwykle moja punktualność wzięła górę i jestem przed barem kilka minut wcześniej . W końcu pojawia się moja współtowarzyszka i od razu kierujemy się do kawiarni.
-Kurczę, ale ładnie tu pachnie-mówię, wchodząc do budynku i czując zapach kawy.
-No nie? Też mi się tu podoba.-Kaja uśmiecha się.-Jak ci się podobał wczorajszy mecz?
-Jakbyś nie wiedziała. Był po prostu niesamowity. A po wygranym ostatnim secie skakałam jak idiotka.
-Nie tylko ty... Ja miałam otwarte okno i dziś sąsiedzi się skarżyli, że ich obudziłam. A tak w ogóle kto tak wcześnie chodzi spać?
-Noo... Pewnie twoi sąsiedzi-mówię po czym obie wybuchamy śmiechem. Muszę stwierdzić, że Kaja jest moją bratnią duszą i czuję, że możemy stać się przyjaciółkami.
Spędziłam z nią 2 godziny. Dowiedziałam się, że pochodzi z Tarnobrzega, ma dwie młodsze siostry i tak samo jak ja przyjechała tu na studia. Opowiedziałam jej także trochę o sobie. Z tą dziewczyną czas płynie bardzo szybko.
Siedzę w prawie pustym lokalu i gdybym mogła uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Nigdy nie sądziłam, że w takim miejscu może być aż tak nudno. W pewnym momencie drzwi się otwierają i do baru wchodzi trzech mężczyzn. Z niechęcią wstaję i ruszam w ich kierunku, po drodze przyklejając sobie firmowy uśmiech do twarzy.
-Coś podać?
-Tak. Poprosimy trzy piwa, a jako dodatek twoje towarzystwo.-mówi jeden z gości, po czym wybucha śmiechem. Ja jednak ignoruję go i odchodzę. Moja reakcja chyba go nie zadowala, bo rechot wydobywający się z jego gardła od razu cichnie.
Po chwili wracam do stolika z zamówieniem. Stawiam kufle na stoliku i właśnie chcę odejść, gdy ten obleśny typ łapie ,mnie za nadgarstek. Na mojej twarzy mimowolnie pojawia się grymas bólu.
-Chyba nie myślałaś, że cię tak po prostu puścimy. Zamówiliśmy także twoje towarzystwo.-mówi do mnie z buńczucznym uśmieszkiem.
-Po pierwsze nie jestem tu od dotrzymywania panom towarzystwa, a po drugie proszę aby pan mnie puścił.-próbuję odejść, jednak moja ręka wciąż tkwi w żelaznym uścisku.
-Nie tak szybko panienko. Najpierw się trochę zabawimy.-czuję jak jeden z kolesi zaczyna się do mnie zbliżać.
-Niech pan mnie puści!-unoszę głos, który zaczyna mi lekko drżeć. Faceci tylko zaczynają się śmiać. Jeden zaczyna dotykać mojego ciała. Kiedy próbuje wsadzić mi rękę pod bluzkę zaczynam krzyczeć. Na szczęście mój szef właśnie wrócił.
-Co się tu do cholery dzieje?-wpada do sali a kiedy widzi co się dzieje od razu do nas podbiega. W końcu moja ręka jest uwolniona z mocnego uścisku, a na nadgarstku pojawiają się sine ślady. Od razu uciekam na zaplecze i czekam na rozwój zdarzeń. Kończy się na tym, że pan Andrzej wyrzuca facetów z baru i daje im zakaz wstępu do lokalu.
Ten dzień należy do najgorszych w moim dotychczasowym życiu. Ci kolesie z baru całkowicie popsuli mi humor. Moim marzeniem jest teraz tylko długa kąpiel i wygodne łóżko.
Wchodzę do mieszkania i od razu przypominam sobie, że nie mam nic do jedzenia. Niestety nie mam dziś już tyle siły aby iść do sklepu na zakupy.
-Czeka mnie śmierć głodowa.-mówię pod nosem i kieruję się do łazienki. Biorę gorącą, długą kąpiel i od razu czuję się lepiej. Po godzinie wychodzę z łazienki z mokrymi włosami i w mojej ulubionej koszulce. Właśnie mam zamiar iść do sypialni, kiedy z korytarza dobiega mnie trzask drzwi i wiązanka pięknej polszczyzny wypowiedzianej męskim głosem. Zaintrygowana ruszam w kierunku drzwi.
-Co się tu...-mówię, otwierając drzwi.-O cholera!- staję jak zamurowana. Przede mną stoi prawie dwumetrowy facet w koszulce reprezentacyjnej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uff... Jakoś udało mi się napisać kolejny rozdział. Zastanawiam się tylko czy prowadzenie go ma w ogóle jakiś sens. Mam wrażenie, że nikt tu nie zagląda...
Ten rozdział dedykuję Madame Embouteillages, która jest moją jedyną motywacją i chyba jedyną osobą która czyta moje wypociny.
Przepraszam za błędy i pozdrawiam Amanda ;*
Mój zegarek wskazuje już 9.30, więc postanawiam w końcu wstać z łóżka. Już dawno nie spałam aż tak długo. W końcu zebrałam w sobie siłę aby wstać. Od razu kieruję się w stronę łazienki z myślą o długim prysznicu. Z łazienki wychodzę dopiero po godzinie już całkowicie ogarnięta i zdolna do życia. W kuchni stwierdzam, że moje zapasy żywności drastycznie maleją. Na śniadanie jem jogurt z płatkami owsianymi.
Kiedy kończę śniadanie mój telefon zaczyna dzwonić. Jestem trochę zdziwiona, bo odkąd wyjechałam nikt się ze mną nie kontaktował, a tu prawie nikogo nie znam.
-Słucham?-w końcu postanawiam odebrać.
[-Cześć tu Kaja. Dzwonię z pytaniem czy przed pracą dasz się wyciągnąć na kawę i ciastko.]-mówi moja rozmówczyni ze śmiechem
-Cześć. Oczywiście, że ci na to pozwolę. Tylko gdzie i o której?
[-No to może za 20 minut spotkajmy się koło naszego baru. W pobliżu jest mała, ale przytulna kawiarenka.]
-Dobrze
Uśmiech mimowolnie pojawia się na moich ustach. Na samą myśl o tym, że będę mogła wymienić spostrzeżenia na temat wczorajszego meczu z osobą, która także kocha ten sport poprawia mi się humor jeszcze bardziej.
Czekam na Kaję w wyznaczonym miejscu. Jak zwykle moja punktualność wzięła górę i jestem przed barem kilka minut wcześniej . W końcu pojawia się moja współtowarzyszka i od razu kierujemy się do kawiarni.
-Kurczę, ale ładnie tu pachnie-mówię, wchodząc do budynku i czując zapach kawy.
-No nie? Też mi się tu podoba.-Kaja uśmiecha się.-Jak ci się podobał wczorajszy mecz?
-Jakbyś nie wiedziała. Był po prostu niesamowity. A po wygranym ostatnim secie skakałam jak idiotka.
-Nie tylko ty... Ja miałam otwarte okno i dziś sąsiedzi się skarżyli, że ich obudziłam. A tak w ogóle kto tak wcześnie chodzi spać?
-Noo... Pewnie twoi sąsiedzi-mówię po czym obie wybuchamy śmiechem. Muszę stwierdzić, że Kaja jest moją bratnią duszą i czuję, że możemy stać się przyjaciółkami.
Spędziłam z nią 2 godziny. Dowiedziałam się, że pochodzi z Tarnobrzega, ma dwie młodsze siostry i tak samo jak ja przyjechała tu na studia. Opowiedziałam jej także trochę o sobie. Z tą dziewczyną czas płynie bardzo szybko.
Siedzę w prawie pustym lokalu i gdybym mogła uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Nigdy nie sądziłam, że w takim miejscu może być aż tak nudno. W pewnym momencie drzwi się otwierają i do baru wchodzi trzech mężczyzn. Z niechęcią wstaję i ruszam w ich kierunku, po drodze przyklejając sobie firmowy uśmiech do twarzy.
-Coś podać?
-Tak. Poprosimy trzy piwa, a jako dodatek twoje towarzystwo.-mówi jeden z gości, po czym wybucha śmiechem. Ja jednak ignoruję go i odchodzę. Moja reakcja chyba go nie zadowala, bo rechot wydobywający się z jego gardła od razu cichnie.
Po chwili wracam do stolika z zamówieniem. Stawiam kufle na stoliku i właśnie chcę odejść, gdy ten obleśny typ łapie ,mnie za nadgarstek. Na mojej twarzy mimowolnie pojawia się grymas bólu.
-Chyba nie myślałaś, że cię tak po prostu puścimy. Zamówiliśmy także twoje towarzystwo.-mówi do mnie z buńczucznym uśmieszkiem.
-Po pierwsze nie jestem tu od dotrzymywania panom towarzystwa, a po drugie proszę aby pan mnie puścił.-próbuję odejść, jednak moja ręka wciąż tkwi w żelaznym uścisku.
-Nie tak szybko panienko. Najpierw się trochę zabawimy.-czuję jak jeden z kolesi zaczyna się do mnie zbliżać.
-Niech pan mnie puści!-unoszę głos, który zaczyna mi lekko drżeć. Faceci tylko zaczynają się śmiać. Jeden zaczyna dotykać mojego ciała. Kiedy próbuje wsadzić mi rękę pod bluzkę zaczynam krzyczeć. Na szczęście mój szef właśnie wrócił.
-Co się tu do cholery dzieje?-wpada do sali a kiedy widzi co się dzieje od razu do nas podbiega. W końcu moja ręka jest uwolniona z mocnego uścisku, a na nadgarstku pojawiają się sine ślady. Od razu uciekam na zaplecze i czekam na rozwój zdarzeń. Kończy się na tym, że pan Andrzej wyrzuca facetów z baru i daje im zakaz wstępu do lokalu.
Ten dzień należy do najgorszych w moim dotychczasowym życiu. Ci kolesie z baru całkowicie popsuli mi humor. Moim marzeniem jest teraz tylko długa kąpiel i wygodne łóżko.
Wchodzę do mieszkania i od razu przypominam sobie, że nie mam nic do jedzenia. Niestety nie mam dziś już tyle siły aby iść do sklepu na zakupy.
-Czeka mnie śmierć głodowa.-mówię pod nosem i kieruję się do łazienki. Biorę gorącą, długą kąpiel i od razu czuję się lepiej. Po godzinie wychodzę z łazienki z mokrymi włosami i w mojej ulubionej koszulce. Właśnie mam zamiar iść do sypialni, kiedy z korytarza dobiega mnie trzask drzwi i wiązanka pięknej polszczyzny wypowiedzianej męskim głosem. Zaintrygowana ruszam w kierunku drzwi.
-Co się tu...-mówię, otwierając drzwi.-O cholera!- staję jak zamurowana. Przede mną stoi prawie dwumetrowy facet w koszulce reprezentacyjnej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uff... Jakoś udało mi się napisać kolejny rozdział. Zastanawiam się tylko czy prowadzenie go ma w ogóle jakiś sens. Mam wrażenie, że nikt tu nie zagląda...
Ten rozdział dedykuję Madame Embouteillages, która jest moją jedyną motywacją i chyba jedyną osobą która czyta moje wypociny.
Przepraszam za błędy i pozdrawiam Amanda ;*
wtorek, 16 kwietnia 2013
Rozdział 1
Budzę się rano i nadal czuję to dziwne uczucie. Niby mieszkam tutaj już tydzień, jednak wciąż czuję się tu obco. Odkąd tylko pamiętam byłam otoczona grupą ludzi, która mnie zawsze wspierała. A tutaj nie ma nikogo z kim mogłabym porozmawiać. Do tego fakt, że wszyscy moi bliscy odwrócili się ode mnie sprawia, że w nocy nie mogę spać. Ale w końcu mam to czego chciałam.Chciałam mieszkać w Rzeszowie no to mieszkam. Jednak rozpoczęcie życia tutaj od zera jest trudne. Ale nie poddam się i nie dam innym tej satysfakcji.
Nagle z przemyśleń wyrywa mnie dźwięk budzika, który zaczął nagle dzwonić tuż koło mojej głowy. Dopiero teraz spoglądam na tarczę zegarka, który stoi na stoliku obok mojego łóżka i wskazuje równo 7 rano. Pomimo tego, że jestem przyzwyczajona do porannego wstawania, dziś totalnie nie mam na to ochoty. Nie chce mi się wychodzić spod mojego koca. Odwracam się więc na drugi bok z myślą, że to tylko na chwilkę.
Otwieram oczy i patrzę na zegarek, który wskazuje 7.45.
-O cholera!-krzyczę, wyskakując z łóżka jak oparzona-Super. Dopiero trzeci dzień w pracy, a ja jestem bliska spóźnienia się.
Wchodzę do łazienki i nawet nie patrząc w lustro od razu wchodzę pod prysznic. Poranną toaletę załatwiam w ekspresowym tempie, jednak pomimo tego nie mam już czasu na śniadanie. Wchodzę do kuchni tylko po kluczyki do samochodu i już po chwili wybiegam z mieszkania. W sumie do pracy mam 15 minut spacerem, dzięki czemu mogę spokojnie chodzić sobie nogami. Dzisiejsza sytuacja jednak mi na to nie pozwala, bo za 3 minuty będę już spóźniona.
-Uff... Na szczęście jestem w samą porę.-mówię pod nosem, wysiadając z samochodu. Kiedy widzę, że mój szef dopiero otwiera bar, całe napięcie znika.
-Dzień dobry panie Andrzeju-mówię, podchodząc do niego. A przy tym uśmiechając się jak najładniej tylko potrafię.
-Dzień dobry, dzień dobry. Widzę, że nie tylko ja miałem dzisiaj problem z pobudką.- zwraca się do mnie, uśmiechając się pod nosem. Na początku nie rozumiem o co mu chodzi. On, widząc moją zdezorientowaną minę, pokazuje mi tylko moje odbicie w szybie. Widząc to wybucham śmiechem. Moje włosy są w totalnym nieładzie. Całkiem o nich zapomniałam.
-W sumie można tak powiedzieć-uśmiecham się- Przepraszam Pana bardzo. Zaraz się ogarnę-mówię idąc do toalety. Tam szybko doprowadzam moje włosy do porządku i po 5 minutach jestem już gotowa do pracy. Stoję za barem i obsługuję klientów, a drzwi się nie zamykają. Nigdy nie pomyślałabym, że tak wcześnie może być taki ruch. Ale muszę przyznać, że jak na pierwszy raz idzie mi całkiem nieźle.
-Karolina, pozwól że Ci kogoś przedstawię- zwraca się do mnie mój szef.-To jest Kaja.-Kiedy się odwracam moim oczom ukazuje się wysoka dziewczyna o ciemnych włosach i niebieskich oczach.
-Cześć Karolina jestem. Miło mi cię poznać.
-Kaja-mówi nieśmiało dziewczyna i delikatnie ściska moją dłoń.
-Dobrze to ja was zostawiam. Jakbyście miały jakiś problem to jestem na zapleczu.-mówi nasz przełożony stojąc już w drzwiach. Aktualnie przy stolikach siedzi tylko kilka osób, więc możemy się lepiej z Kają poznać.
Reszta dnia upłynęła mi w bardzo szybkim tempie. Kaja okazała się bardzo miłą dziewczyną. Mamy bardzo dużo wspólnych zainteresowań. A to co jest najważniejsze to fakt, że Kaja tak samo jak ja kocha siatkówkę. Nigdy nie miałam kogoś z kim mogłabym na ten temat rozmawiać, ale teraz to się zmieni .
Teraz tylko jeszcze muszę wrócić do domu i będę mogła obejrzeć finał Ligii Światowej, który odbędzie się w Spodku. Już się nie mogę doczekać kiedy go obejrzę. Będzie to na pewno emocjonujący mecz bo gramy z Brazylią. Myślę, że damy radę ich pokonać...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest pierwszy rozdział. W sumie jest taki trochę o niczym, ale mam nadzieję że z biegiem historii to wszystko się rozkręci. Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia co będzie dalej i jak się zakończy, ale mam nadzieję że coś z tego powstanie.
W kolejnej notce pojawi się drugi główny bohater... I może być ciekawie ;)
Przepraszam za wszystkie błędy i pozdrawiam Amanda ;*
wtorek, 9 kwietnia 2013
Prolog
Życie jest takie przewrotne... W jednej chwili wydaje Ci się, że masz wszystko-szczęśliwą rodzinkę, kochającego chłopaka, którego nazywasz ideałem, a wokół Ciebie jest tylu znajomych. To wszystko daje Ci szczęście, pewność siebie i tę cholerną satysfakcję, że każdy się z Tobą liczy, że jesteś kimś ważnym dla otaczających Cię ludzi... Dzięki swoim bliskim czujesz, że możesz wszystko i jesteś pewna, że nigdy Cię nie opuszczą, będą z Tobą na dobre i na złe. Nie wyobrażasz sobie życia bez nich. Masz pewność, że nigdy Cię nie opuszczą bez względu na twoje decyzje. Ale czy ta pewność jest słuszna?
I właśnie o to chodzi... Ja to wszystko miałam. Moi bliscy byli lekarstwem na wszystkie moje problemy. No właśnie, byli... Jeden mój wybór, z którym się nie zgadzali i zniknęło wszystko. Moja rodzina, przyjaciele odwrócili się ode mnie. Zniknęło ciepło rodzinne, zniknęli przyjaciele, którzy mówili "na zawsze razem". Wszyscy odsunęli się ode mnie tylko dlatego, że chciałam spełniać swoje marzenia.
Od dziecka kochałam siatkówkę i kibicowałam Asseco Resovii Rzeszów. Ten sport sprawiał, że na moich ustach kwitnął uśmiech nawet w najtrudniejszych momentach życia. To jest moja pasja i, jak się teraz okazało, jedyna prawdziwa miłość do tej pory.
Często mówiłam, że chcę zamieszkać w Rzeszowie i studiować AWF. Ale każdy myślał, że sobie żartuję. Każdy myślał, że ja tak na prawdę nie zamierzam zamieszkać na drugim krańcu Polski tylko dlatego, że jest tam mój ulubiony klub siatkarski. A jeżeli chodzi o kierunek studiów to można znaleźć uczelnię owiele bliżej. Ale ja nie chciałam bliżej. Moim marzeniem był Rzeszów i kiedy się tam dostałam byłam wniebowzięta...
Ale to niestety przez to, wszystko się zniszczyło. Moi znajomi nie potrafili mnie zrozumieć przez co odwrócili się ode mnie. Rodzina stała się chłodna w stosunku do mnie. Ale mnie to nie zniechęciło...
Pomimo tego, że jest dopiero początek lipca, ja już tydzień temu przeprowadziłam się do Rzeszowa i znalazłam pracę w pobliskim barze. Teraz jestem niezależna, muszę sobie sama poradzić w obcym mieście i utrzymać się z samodzielnie zarobionych pieniędzy...
Pomimo tego, że wszyscy odwrócili się ode mnie, a życie stawia przede mną schody. Ja na nie wejdę i nie poddam się w połowie drogi na ich szczyt...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest prolog...
Muszę powiedzieć że jest to moje pierwsze opowiadanie, które publikuję więc krytyka mile widziana...
Przepraszam za błędy, a te którym spodobał się mój blog zapraszam na kolejny rozdział za tydzień :)
I właśnie o to chodzi... Ja to wszystko miałam. Moi bliscy byli lekarstwem na wszystkie moje problemy. No właśnie, byli... Jeden mój wybór, z którym się nie zgadzali i zniknęło wszystko. Moja rodzina, przyjaciele odwrócili się ode mnie. Zniknęło ciepło rodzinne, zniknęli przyjaciele, którzy mówili "na zawsze razem". Wszyscy odsunęli się ode mnie tylko dlatego, że chciałam spełniać swoje marzenia.
Od dziecka kochałam siatkówkę i kibicowałam Asseco Resovii Rzeszów. Ten sport sprawiał, że na moich ustach kwitnął uśmiech nawet w najtrudniejszych momentach życia. To jest moja pasja i, jak się teraz okazało, jedyna prawdziwa miłość do tej pory.
Często mówiłam, że chcę zamieszkać w Rzeszowie i studiować AWF. Ale każdy myślał, że sobie żartuję. Każdy myślał, że ja tak na prawdę nie zamierzam zamieszkać na drugim krańcu Polski tylko dlatego, że jest tam mój ulubiony klub siatkarski. A jeżeli chodzi o kierunek studiów to można znaleźć uczelnię owiele bliżej. Ale ja nie chciałam bliżej. Moim marzeniem był Rzeszów i kiedy się tam dostałam byłam wniebowzięta...
Ale to niestety przez to, wszystko się zniszczyło. Moi znajomi nie potrafili mnie zrozumieć przez co odwrócili się ode mnie. Rodzina stała się chłodna w stosunku do mnie. Ale mnie to nie zniechęciło...
Pomimo tego, że jest dopiero początek lipca, ja już tydzień temu przeprowadziłam się do Rzeszowa i znalazłam pracę w pobliskim barze. Teraz jestem niezależna, muszę sobie sama poradzić w obcym mieście i utrzymać się z samodzielnie zarobionych pieniędzy...
Pomimo tego, że wszyscy odwrócili się ode mnie, a życie stawia przede mną schody. Ja na nie wejdę i nie poddam się w połowie drogi na ich szczyt...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest prolog...
Muszę powiedzieć że jest to moje pierwsze opowiadanie, które publikuję więc krytyka mile widziana...
Przepraszam za błędy, a te którym spodobał się mój blog zapraszam na kolejny rozdział za tydzień :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)