wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 9

Poranek jest ciepły i słoneczny. Siedzę w kuchni przy kubku kawy. Nie mam ochoty na nic. Nie wyspałam się, bo całą noc prześladowały mnie koszmary. Za każdym razem budziłam się z krzykiem, oblana zimnym potem. Teraz jednak powoli wracam do rzeczywistości i uświadamiam sobie, że to wszystko było tylko wytworem mojej przewrażliwionej wyobraźni. Dawka kofeiny, która dociera do mojej krwi sprawia, że zaczynam myśleć racjonalnie. Uświadamiam sobie, że muszę iść dziś do pracy. Wstaję z krzesła i postanawiam zrobić sobie śniadanie. Wyciągam jogurt naturalny oraz płatki owsiane, czyli moje codzienne śniadanie. Jem powoli pomimo tego, że nie jestem głodna. Jem, bo nie chcę powrotu choroby sprzed 4 lat. Kończę śniadanie i udaję się do łazienki. Biorę szybki prysznic, a następnie robię lekki makijaż. Włosy wiążę w niesfornego koka, ubieram się w moje ulubione szorty i zwiewną koszulę. Teraz czuję się o wiele lepiej i jestem gotowa do wyjścia. Zakładam sandały, ostatnie spojrzenie w lustro i mogę wyjść. Opuszczam mieszkanie i udaję się w kierunku baru. Po drodze spotykam Zbyszka, który jest na spacerze z Bobim.
-No cześć. Widzę, że poranny spacerek.-mówię z uśmiechem do mojego sąsiada.
-Cześć. No niestety Bobi nie dał mi dzisiaj się wyspać.-mówi ze smutkiem w głosie Zbyszek, co sprawia jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.-A ty gdzie tak wcześnie idziesz?
-Do baru... Poranna zmiana wzywa.
-To może dotrzymam ci towarzystwa w drodze do pracy, bo tak się składa, że idę do baru zjeść śniadanie.
-To chodźmy, bo nie chcę się spóźnić.-mówię i ruszam w dalszą drogę. Mam wrażenie, że Bartman ten powód wymyślił na poczekaniu. Idąc, rozmawiamy o siatkówce. Ten temat wydaje mi się najbezpieczniejszym w tym momencie. Nasza rozmowa dotyczy formy naszej kadry, która będzie rozpoczynać zgrupowanie przed Mistrzostwami Europy. Jedynym sprawdzianem przed inauguracją ME będą dwa mecze sparingowe z Rosją, które rozegramy tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek. Droga mija nam w całkiem miłej atmosferze. Rozmową nie stwarzamy sobie żadnych napiętych sytuacji. Rozmawiam z Bartmanem jak z dobrym kumplem.
-Wybierasz się na mecze sparingowe do Bydgoszczy?-Bartman wyskakuje z tym pytaniem jak Filip z konopii, czym mnie zaskakuje.
-Niestety nie. Nie zdołałam kupić biletu, bo wszystkie były już wyprzedane.-mówię ze smutkiem w głosie.
-Jeżeli chcesz to mogę ci załatwić bilety na te spotkania i to w najlepszym sektorze.-mówi z uśmiechem na ustach.
-Dziękuję, ale nie mogę z tego skorzystać. Nie chcę ci dodawać jakichś problemów.
-Ale to żaden problem... To co trzy bilety na spotkania z Ruskimi w sektorze dla VIP-ów?
-Zbyszek naprawdę nie trzeba. Obejrzę ten mecz przed telewizorem z paczką chipsów i dużą butelką pepsi.-wiem, że moje argumenty nie są przekonujące, ale mam nadzieję, że siatkarz odpuści...
-Dobra nie będę się narzucać, ale jakbyś zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.- właśnie wchodzimy do baru. Nie jestem przekonana, czy Bartman na serio sobie odpuścił, mam taką nadzieję. Udaję się na zaplecze, gdzie zakładam swoją firmową koszulkę. Wychodzę z zaplecza i widzę Zbyszka siedzącego przy barze, a za drzwiami Bobiego przywiązanego do jednej z barierek. Lekko uśmiecham się na widok małej, włochatej kulki. Podchodzę do siatkarza z zapytaniem co podać. Zamawia kawę.
-No to ładne to twoje śniadanie.-mówię ze śmiechem do sąsiada.
-Ja nie jem śniadań, ja o tej porze piję tylko kawę.
-A czy Andrea o tym wie?-mówię i od razu wybuchamy gromkim śmiechem.
-Nie raczej nie.-odpowiada Bartman.-Igłą szyte, igłą szyte wszędzie.-mówi i znowu zaczyna się śmiać.
-No niestety. Przepraszam obowiązki wzywają.-mówię, widząc gości przybywających do naszego baru. Podchodzę do każdego stolika i zbieram zamówienia. Zaczynam się powoli irytować, bo Kaja znowu się spóźnia...
W końcu moja przyaciółka pojawia się w pracy.
-Przepraszam, ale zaspałam. Znowu.-mówi i rzuca mi przepraszajace spojrzenie.
-Nic się nie stało, ale pospiesz się i mi pomóż.
-Dobrze już idę.
W końcu mogę usiąść. Po dwóch godzinach obsługiwania gości w barze w końcu zapanował spokój. Zero gości, zero zamówień, zero głośnych rozmów na sali. Tylko cisza i spokój...
-Przepraszam, że dziś znowu się spóźniłam, ale mam problemy ze stawaniem...
-Nic się nie stało. Wiesz co mam pomysł. Może wprowdzisz się do mnie. Mam jeden pokój wolny, a samej mi się trochę nudzi... Z resztą obie mieszkamy same.-ten pomysł przychodzi mi tak spontanicznie do głowy.
-Mogłabym?
-Oczywiście, no chyba,że nie dasz rady ze mną wytrzymać.-mówię z lekkim uśmiechem na ustach.
-O mnie się nie martw. Z tobą spokojnie wytrzymam. To kiedy?
-Kiedy tylko ci pasuje.-w końcu nie będę sama w mieszkaniu...
-To się jeszcze ustali w takim razie... Widziałam tu Bartmana. Topór wojenny zakopany na dobre?
-Chyba tak, przynajmniej na razie.-czuję się dobrze z faktem, że w końcu nie muszę drzeć kotów z moim sąsiadem.
-I bardzo się z tego powodu cieszę. On naprawdę jest pozytywnym człowiekiem.
-Teraz już to wiem.-nie jest nam dane kontynuować naszą rozmowę, ponieważ w drzwiach staje pan Andrzej.
-Dzień dobry dziewczyny. Jak tam w pracy?-pyta nas z lekkim uśmiechem.
-A dobrze. Rano był ruch a teraz jak zwykle luzik-mówi Kaja.
-W takim razie możecie iść do domu. Ja tu zostanę i wszystkiego dopilnuję. I tak mam trochę papierkowej roboty.
-Naprawdę?
-Dziękujemy.-mówimy razem, po czym idziemy na zaplecze. Po 15 minutach wychodzimy z baru i postanawiamy iść na zakupy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział wyszedł trochę długi, ale nie miałam innego pomysłu na niego. Mam nadzieje, że ten rozdział będzie takim moim przełamaniem i w końcu powrócę do regularnego pisania...
Jak tam ostatnie dni roku szkolnego? Kto z Was zrobił sobie przedwczesne wakacje tak jak ja? ;)

Teraz będę mieć więcej czasu na pisanie, więc mam nadzieję, że będę regularnie coś dodawać. Na początku raz w tygodniu, a później kto wie może i częściej ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 8

-Jak to zgubiłaś klucze?-zdziwienie Kai jest równie duże jak i moje.
-Nie wiem jak. Po prostu je zgubiłam. Nie wiem gdzie i kiedy. Musiały mi wypaść z torebki. Jak ja się teraz dostanę do mieszkania?- pytam sama siebie, po czym zrezygnowana siadam na schodach i chowam twarz w dłoniach. Zaraz czuję jak po moim policzku spływa pierwsza łza. - To wszystko mnie przerasta... Najpierw Bartman, później ta nieszczęsna impreza a teraz jeszcze te cholerne klucze. Mam wszystkiego dość...
-Przepraszam, że jestem jednym z powodów twoich zmartwień.-słyszę męski głos nad sobą i na chwilę zamieram. Zabieram dłonie z twarzy i widzę Bartmana.
-To nie tak. Nie przejmuj się tym co mówię. Po prostu mam dziś zły dzień-próbuję jakoś usprawiedliwić swoje słowa i jednocześnie sprawić aby Zbyszek nie czuł się niczemu winny.
-Przepraszam, że byłem nachalny. Wiem że sprawiłem ci moim zachowaniem różne nieprzyjemności.
-Nie musisz mnie przepraszać.-mówię i lekko się uśmiecham. W tym momencie uświadamiam sobie, że ja też nie jestem bez winy. Przecież wcześniej mogłam z nim porozmawiać.
-Czyli topór wojenny zakopany?-mówi i posyła mi swój uśmiech numer 5.
-Powiedzmy, że tak.-odwzajemniam uśmiech.
-Słyszałem, że zgubiłaś klucze, a ja chyba je znalazłem.-Bartman uśmiecha się i wyciąga z kieszeni mały złoty kluczyk. Biorę go od niego i otwieram drzwi. Wzscy wchodzimy do mojego mieszkania.
-Ale skąd?-moje zdziwienie sięga granic. Skąd on miał mój klucz i gdzie go znalazł.
-Wczoraj jak Kaja do mnie zadzwoniła z prośbą abym sprawdził czy może jesteś w domu. Poszedłem sprawdzić i właśnie wtedy znalazłem klucz. Leżał pomiędzy drzwiami a wycieraczką.
-Ale jak rozmawiałeś ze mną to nic nie wspominałeś o żadnych kluczach.-Kaja z wyrzutem spogląda na Bartmana.
-Bo znalazłem go jak już się rozłączyłaś.-mówi poirytowany Zbyszek.
-Zaraz, zaraz. Ty dzwoniłaś do niego?-pokazuję palcem na Kaję a następnie na siatkarza.- Ale skąd miałaś do niego numer i po co do niego dzwoniłaś?- jestem coraz bardziej zirytowana tą niewiedzą na temat wczorajszego wieczora.
-Dzwoniłam do niego, bo martwiliśmy się o ciebie.
-To wy się znacie?-jej odpowiedź rodzi moje kolejne pytanie.-To dlatego przekonywałaś mnie abym mu jednak dała tę drugą szansę?
-Karolina spokojnie.-próbuje rozładować napiętą atmosferę Zbyszek.-ja z Kają się praktycznie nie znamy. Miała mój numer, bo jej kiedyś go dałem z nadzieją, że będzie chciała skorzystać z moich usług. Jednak niestety nigdy go nie wykorzystała aż do wczoraj.-Bartman wyjaśnia mi wszystko spokojnie.
-Aha spoko.-jestem trochę zdziwiona wyznaniem Bartmana o tym, że miał ochotę iść z Kają do łóżka.-To może się czegoś napijemy? Kawa herbata?

Spędziłam ze znajomymi całe przedpołudnie i część popołudnia.Rozmawialiśmy głównie o wczorajszej nocy. Dowiedziałam się, że część nocy której nie pamiętam spędziłam z jakimś mężczyzną. Ten facet upił mnie i kiedy ja byłam już prawie nieprzytomna on obmacywał mnie bezczelnie. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Rozmawiałam także z Bartmanem. Okazało się, że on wcale nie jest taki zły jak mi się na początku wydawało. Jedynym minusem całej naszej rozmowy było to, że często patrzył się tam gdzie nie powinien. Myślę, że mogę dać mu drugą szansę. Wystarczy tylko, że będę trzymała go od siebie na dystans.
Kaja z Dominikiem wychodzą z mojego mieszkania o 15.30. Zbyszek wyszedł trochę wcześniej, ponieważ ma dziś trening. Kiedy zostaję sama w domu w końcu mogę wszystko sobie przemyśleć. Kładę się na moim łóżku i włączam muzykę, która rozbrzmiewa w moich uszach. Po chwili morzy mnie sen i oddaję się w ramiona Morfeusza.
Śnią mi się koszmary... Jestem sama w ciemnym pomieszczeniu. Nie wiem jak się tam znalazłam i gdzie jestem. Jedyne co widzę to ciemność. Nagle przede mną pojawia się jakaś sylwetka, która niebezpiecznie szybko zbliża się do mnie. Próbuję uciekać, ale nie mogę. Jestem przywiązana. Jestem przywiązana do jakiejś rury. Próbuję krzyczeć. Ale zaraz zostaję uciszona mocnym ciosem w twarz. Postacią tą jest mężczyzna, którego nie znam. Mężczyzna zaczyna mnie dotykać. A kiedy mu się nudzi zaczyna zdzierać ze mnie ubranie. Kiedy próbuję się bronić on wpada w furię. Zaczyna mnie kopać, nie omija żadnego centymetra mojego ciała. Ból, cholerny ból. Boli mnie wszystko głowa, nogi, brzuch. Modlę się teraz tylko o szybką śmierć, bo żyć mi już nie jest dane. Jednak nagle przestaje mnie kopać i zaczyna dobierać się do dolnej część moich ubrań. Nie mam jednak siły aby się bronić. Czuję jego ogromne łapska dotykające moje ciało. Chcę umrzeć już, teraz, natychmiast. Z mojego gardła wydobywa się cichy krzyk sprzeciwu, jednak jest zbyt cichy aby ktokolwiek go usłyszał. W tym momencie budzę się z głośnym krzykiem, jestem cała mokra od potu a jedyne co widzę to ciemność. Spoglądam na zegarek 23.30
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę krótszy niż zwykle, ale ostatnio mam jakiś przestój... Problemy w realu odbierają mi ochotę na pisanie czegokolwiek. Muszę powiedzieć, że nie mam w zapasie żadnego rozdziału i jeżeli moje nastawienie się nie zmieni to nie wiem czy za tydzień coś tu się pojawi...

Dziękuję za prawie 1000 wyświetleń i za to, że tyle was tu jest :D Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie czytać moje bazgroły i jestem mile zaskoczona ;)
Przepraszam za błędy i pozdrawiam A. ;*

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 7

Ból. Cholerny, pulsujący ból w okolicach skroni jest pierwszą oznaką tego, że wciąż jestem w świecie żywych. Sahara w mojej jamie ustnej. Mam wrażenie, że nie miałam w ustach żadnej cieczy od miesięcy. Oba czynniki wskazują na to, że mam kaca i to dużego kaca. Czuję promienie słoneczne, które goszczą na moim policzku i rozpalają go do czerwoności. Nie mam siły aby wstać z łóżka. Nie mam siły na jakikolwiek ruch. Chowam się pod kocem. Jednak długo pod nim nie wytrzymuję. Gorąco, cholernie gorąco. Otwieram oczy i podnoszę się do pozycji siedzącej. Jednak robię to za szybko, bo ból głowy nasila się jeszcze bardziej. Kładę się z powrotem i rozglądam po pomieszczeniu, w którym się znajduję. Jestem przerażona. To pomieszczenie nie przypomina żadnego pokoju w moim mieszkaniu.
-Zajebiście... Gdzie ja jestem i w co ja się do cholery wpakowałam?-mówię sama do siebie. Mój głos jest lekko zachrypnięty. Mój mózg natomiast zaczyna pracować na najwyższych obrotach, próbując przypomnieć sobie wczorajszy wieczór.
Nagle drzwi lekko się uchylają i do pokoju wchodzi Kaja. Całe napięcie znika, kiedy uświadamiam sobie, że jestem w mieszkaniu mojej przyjaciółki.
-Cześć. Przyniosłam Ci wodę, bo pewnie masz małego kaca.-moja wybawicielka tylko lekko się uśmiecha. Powoli siadam i biorę od niej wodę.
-Dziękuję-mówię po czym wypijam pół butelki wody.-Chyba mój kac ma troszkę większy rozmiar niż "mały"-unoszę lekko kąciki ust do góry.
-Nie dziwię się. Twój wczorajszy stan wskazywał, że tak będzie...
-Dziękuję, że mnie wczoraj nie zostawiłaś i przepraszam że sprawiłam ci problem...-przytulam ją do siebie.-No właśnie. Wczorajszy wieczór. Co się wczoraj działo?-wyraz mojej twarzy robi się poważny. Znowu zastanawiam się nad tą imprezą...
-Jeżeli chcesz to ci ją opowiem. Ale później. Teraz zapraszam na śniadanie.-uśmiecha się lekko po czym, wychodzi z pokoju. Podnoszę się w końcu z łóżka. W tym samym momencie zauważam na krześle czarną koszulkę i szare dresy. Uśmiecham się do siebie.
-Co ja bym bez niej zrobiła?-pytam samą siebie w myślach. Ubieram się, po czym wychodzę z pokoju. Kiedy zmierzam w kierunku kuchni, słyszę głośne śmiechy. Jak się po chwili okazuje właścicielami tych dźwięków są Kaja i Dominik, siedzący przy stole. Wchodzę i niepewnie mówię:
-Cześć-świadomość tego, że wyglądam jak siedem nieszczęść trochę mnie krępuje. Głównie dlatego, że jest tu Dominik, który spogląda na mnie i lekko się uśmiecha.
-Cześć. Ciężka noc, co?-Na te słowa uśmiecham się nieznacznie i kiwam głową. Podchodzę do stołu i zajmuję miejsce obok Kai. Ta stawia przede mną gorącą herbatę i talerzyk. Biorę kanapkę i jem ją powoli, bardzo powoli. Nie jestem głodna, ale, znając mój organizm, wiem, że jeżeli nie zjem śniadania, później mogę mieć problemy z żołądkiem.
-Wiecie co, ja muszę wracać do mieszkania. Tam się ogarnę i później się spotkamy.-mówię, kończąc śniadanie.
-Przecież ja mogę cię odwieźć.-proponuje Dominik.
-Dzięki. Ale nie chcę Ci robić kolejnego problemu.
-To żaden problem.-uśmiecha się lekko w moją stronę.
-Ja pojadę z wami. Nie mam na dziś żadnych planów, więc mogę przeznaczyć ten dzień na spędzenie z moją przyjaciółką.-dodaje Kaja. Ja już chyba niem prawa głosu, więc zgadzam się bez zbędnych sprzeciwów.
Po piętnastu minutach wszyscy siedzimy w sportowym BMW Dominika i zmierzamy w kierunku mojego osiedla. Jedziemy w ciszy, której nikt nie zakłóca. Ona daje upust moim myślom. Znowu zaczynam rozmyślenia o wczorajszym wieczorze. To nie daje mi spokoju.
Jednak niczego nowego nie mogę sobie przypomnieć. Muszę porozmawiać o tym z Kają i Dominikiem.
Jeżeli chodzi o Dominika jest na prawdę w porządku. Przypomina mi trochę Filipa. On też był miły, przyjazny, dżentelmen. Jednak Filip nie mógł pogodzić się z tym, że oprócz jego kochałam też sport. Dominik natomiast podziela moją miłość do siatkówki. Poza tym jest miły, uczynny, wyrozumiały-w końcu nie skrytykował mojego wczorajszego zachowania, jakiekolwiek ono było... Lubię go pomimo tego, że znam go niecałą dobę.
-To tutaj.-mówię, kiedy zbliżamy się do mojego bloku.-To teraz zapraszam do mnie.-uśmiecham się lekko i wysiadam z samochodu.
-Nie no. Nie będziemy ci się narzucać. Zapewne chcesz odpocząć-próbuje protestować Dominik.
-Nie przyjmuję sprzeciwu. Muszę wam jakoś podziękować. A poza tym muszę w końcu dowiedzieć się co wczoraj się wydarzyło.-moja mina od razu rzednie.
-Nie możemy porozmawiać o tym kiedy indziej?
-Nie.-mój ton jest chłodny.- A teraz zapraszam na górę.
-Dobrze, dobrze już idziemy.-mówi Dominik. Chyba domyśla się, że nie dam im spokoju.
Wysiadają z samochodu, a ja udaję się w kierunku wejścia. Po przybyciu kilkudziesięciu schodków w końcu docieramy di drzwi mojego mieszkania.
Szukam swoich kluczy w torebce, ale nie mogę ich znaleźć. Poirytowana wysypuję zawartość mojej torby na podłogę. Kiedy stwierdzam, że wśród wszystkich moich rzeczy nie ma kluczy do mieszkania, wpadam w panikę.
-Cholera jasna! Zgubiłam kluczę!-krzyczę sama na siebie. Pewnie usłyszał mnie cały blok.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest siódemka, która nie ma sensu... Mam wrażenie że jest to takie pierdolamento o niczym. No ale muszę spowolnić troszkę akcję. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko pozostawić ten rozdział waszej krytyce...
Mam pomysł na nowe opowiadanie: http://moj-aniol-stroz.blogspot.com/. Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z bohaterami.