poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 17

Przez godzinę jechałem bez celu. Nawet nie wiedziałem gdzie, po prostu jechałem... Moja podświadomość jednak widziała, gdzie znajdę ukojenie.
Powoli dochodzę do siebie i ze zdziwieniem stwierdzam, że kieruję się w stronę Jastrzębia Zdroju. W tym momencie potrzebuję kogoś z kim na prawdę będę mógł porozmawiać, kogoś kto zna mnie od podszewki, kogoś kto bez żadnego "Ale" mnie wysłucha. Jedyną taką osobą w moim życiu jest Michał. Wiem, że pomimo późnej pory wysłucha mnie...
Wieczór jest ciemny i ponury. Niebo pokryła gęsta warstwa chmur, przysłaniająca gwiazdy i naturalnego satelitę naszej planety... Pogoda przystosowała się do mojego stanu psychicznego do smutku i płaczu... Tak jestem facetem i tak, płaczę. Uchodzę za silnego, ale taki nie jestem. To wszystko mnie przerosło...
Po trzech godzinach podróży docieram do domu mojego przyjaciela. Jakie jest jego zdziwienie kiedy widzi mnie przed swoimi drzwiami o tak późnej porze i do tego w takim stanie.
-Cześć, nie przeszkadzam?
-No pewnie, że nie. Wchódź-mówi i wpuszcza mnie do środka.-Mów co się stało?
-Karolina została zgwałcona.-mówiąc to, siadam na kanapie w salonie przyjaciela i chowam głowę w dłoniach i zaczynam płakać, tak po prostu.
-Co?! Jak to? -postanawiam opowiedzieć przyjacielowi co się stało. W prawdzie z trudem mi to przychodzi, ale jeżeli on mi nie pomoże, to już nikt.
-I to wszystko moja wina. Nie powinienem jej pozwolić na to by sama podróżowała po mieście.-kończę swoją opowieść i bezradnie spoglądam na Michała.
-Zibi, co ty mówisz? To nie jest twoja wina. To nie przez ciebie Karolina jest w szpitalu. Zrozum, ty tak na prawdę nic nie mogłeś zrobić. Przecież nie jesteś jej aniołem stróżem, a poza tym pomyśl tylko jakby zareagowała na ciebie, chodzącego za nią.
-Ale ja już nie mogę. Mam tak ogromne wyrzuty sumienia, wiedząc, że mogłem temu zapobiec.
-Nie mogłeś, zrozum to wreszcie i przestań się bezpodstawnie obwiniać.-Michał przynosi z kuchni butelkę piwa i stawia ją przede mną. Niepewnie biorę ją.
-Misiek, ale ja się zakochałem i nie wybaczę sobie jeżeli ona umrze.
-Ej! Nawet nie wolno ci tak mówić. Karolina przeżyje, słyszysz?! Przeżyje i będziecie jeszcze żyć długo i szczęśliwie. Jutro pojadę z tobą do Rzeszowa.
-Niby po co?-patrzę na niego pytającym wzrokiem, bo nie do końca rozumiem jego intencje.
-No chyba nie myślisz, że pozwolę Ci w takim stanie wsiąść za kierownicę. A teraz idź się ogarnij, a ja przygotuję Ci pokój.
-Michał, nie musisz.
-Przecież wiem, że nie muszę, ale chcę.-mówi i lekko się uśmiecha.
Po godzinie wychodzę z łazienki, chociaż na chwilę zapomniałem o tym wszystkim. Wchodzę do pokoju gościnnego i idę spać.

W nocy prawie nie spałem, cały czas myślałem tylko o Karolinie. Kiedy postanawiam wstać z łóżka jest 9 rano. Poranna toaleta i znów jestem gotowy do życia. Michała nigdzie nie ma. Na lodówce zostawił mi karteczkę z informacją, że idzie biegać, a śniadanie mam sobie sam zrobić. Jako wielki kucharz zrobiłem sobie więc kanapki, a już po 15 minutach w drzwiach stanął Kubiak. Doszliśmy do wniosku, że wyjeżdżamy za pół godziny, bo tak na prawdę nie ma na co czekać.

Droga do Rzeszowa niemiłosiernie mi się dłużyła, ale w końcu dojechaliśmy. Przez całą drogę w mojej głowie rodziły się różne czarne scenariusze tego, co mogło się wydarzyć w szpitalu pod moją nieobecność. Ale za każdym razem wypierałem je ze swojej świadomości myślą, że Kaja na pewno by do mnie zadzwoniła...
Teraz drogę ze szpitalnego parkingu do budynku przebywam w ekspresowym tempie. W recepcji otrzymuję informacje na jakim oddziale znajduje się teraz Karolina i od razu się tam kieruje. Zaraz do mnie dołącza Michał. Na korytarzu spotykamy Dominika i Kaję, którzy patrzą na mnie tak jakby z ulgą (?). Ale nie mam czasu na analizowanie ich spojrzeń, bo teraz najważniejsza jest Karolina.
-Co z nią? Jak się czuje? Już się obudziła?-zasypuję pytaniami dwójkę przyjaciół dziewczyny.
-Tak naprawdę nic nie wiemy, oprócz tego, że żyje i jest w śpiączce. Nic nie chcą nam powiedzieć. Tylko w kółko powtarzają nam, że muszą wykonać jeszcze jakieś badania, że nie mogą udzielić nam żadnej dokładnej informacji.-Z każdym słowem, głos dziewczyny coraz bardziej się łamie.-Zbyszek ja już nie daję rady.-Widzę jak Kaja się rozkleja, a Dominik otacza ją ramieniem. Podchodzę do nich i kucam przed dziewczyną.
-Kaja, wszystkim nam jest ciężko, ale musimy wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze. W końcu Karolina jest niezwykle silną dziewczyną.-mówię, ale słyszę jak mój głos też zaczyna się łamać.
-Myślisz?-Kaja unosi swoje zaszkole oczy i patrzy na moją osobę.
-Ja nie myślę, ja to wiem.-Muszę dodać jej jakoś otuchy. Dobrze, że powiedziałem o wszystkim Michałowi, bo inaczej nie miałbym tyle siły, by pocieszać Kaję. Pewnie siedzielibyśmy w trójkę i wszyscy rozpaczali.
Podnoszę się z kucka i siadam obok Kaji na niewygodnym, szpitalnym krzesełku. Obok mnie swoje miejsce zajmuje Kubiak, który wciąż nie wypowiedział ani jednego słowa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli chodzi o blogi to wszystko jest przeciwko mnie, kurde -_- Tak wiem, rozdział miał być tydzień temu, ale odłączyli mi internet... Dziś korzystam z tego, że odwołali mi lekcje i mam przedłużone o dwa dni ferie :D Ale w środę już muszę wracać do szkoły, gdzie czeka mnie dwa miesiące intensywnej pracy przed testami...
Tak, więc nie wiem kiedy pojawi się następny. Mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu. Od teraz nic już nie obiecuję, bo jak widać, nie zawsze potrafię dotrzymać obietnic. Zbyt dużo zajęć, zbyt mało czasu...

Pozdrawiam Was wszystkich ;) Z tymi, którzy chodzą do szkoły łączę się w bólu, a tym, którzy właśnie rozpoczynają te dwa tygodnie odpoczynku szczerze zazdroszczę, bo sama posiedziałabym jeszcze w domku <3
Ściskam Wszystkich gorąco A. ;**