piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 14

Wczoraj był pierwszy mecz z Rosjanami. Nasi chłopcy sprostali zadaniu i pokonali przeciwników 3:2. Nie obyło się oczywiście bez problemów, w naszym zespole. Mecz oczywiście był pełen emocji i trwał prawie trzy godziny. Niestety nie było mi jednak dane porozmawiać ze Zbyszkiem, bo zaraz po zakończeniu meczu zniknął w szatni. A ja nie chciałam żeby pozostali na mnie czekali.
Noc spędziłam w jednym z najlepszych pokoi w hotelu. A teraz wybieram się na zwiedzanie Bydgoszczy. Muszę przyznać, że Zbyszek to wszystko bardzo dobrze zorganizował. Załatwił nam nawet przewodnika, w postaci swojego starego kolegi, ktory będzie pilnował byśmy się nie zgubili.
Po zaledwie pół godzinie zwiedzania trafiliśmy do Centrum Handlowego, gdzie z Kają zatraciłyśmy się na kilka dobrych godzin. A Dominik z Michałem znikneli w jednym z salonów gier.
Po kilkugodzinnych zakupach wracamy do hotelu. W tym momencie jestem prawie bankrutem, wydałam prawie całą kasę, którą wzięłam ze sobą na ten wyjazd. Ale nie żałuję. Moim łupem padła dopasowana, krótka sukienka sięgająca mi do połowy ud, czarne rurki z wysokim stanem, luźna koszuka i czarne, wysokie szpilki. Niby tak nie wiele, a jednak cieszy. Chociaż na chwilę przestałam myśleć o Bartmanie. I niech mi teraz ktoś powie, że pieniądze szczęścia nie dają...
-To jest mój najpiękniejszy dzień w życiu. Przynajmniej dzisiaj najpiękniejszy.-nagle ciszę, która trwała między nami od dłuższej chwili przerywa Kaja.
-Mhm... Mój też.-mówię i lekko się uśmiecham.
-A ja chcę zostać zaproszony na oficjalny pokaz waszych nowych zdobyczy.-mówi Michał, a na jego ustach pojawia się buńczuczny uśmiech.
-Mhm... No zastanowimy się nad tą propozycją.-mówię i posyłam mu szeroki uśmiech.
-Ale pod warunkiem, że weźmiesz ze sobą Zbyszka.-dodaje Kaja i wymienia z Dominikiem porozumiewawcze spojrzenia.
-A po co on tam?-mówię i spoglądam na tę dwójkę złowrogim spojrzeniem.
-A tak żeby było śmieszniej. No, ej. Nie fochaj się od razu na nas.
-Ok, ok. Spoko luz.
Dalsza część drogi powrotnej upływa nam w przyjemnej atmosferze. Michał cały czas ma coś nowego do powiedzenia, nadaje normalnie jak katarynka, przy czym doprowadza człowieka prawie do śmiechu przez łzy. W końcu docieramy do naszego celu. Wszyscy w pośpiechu rozchodzą się do swoich pokoi, bo już za niecałe dwie godziny kolejny mecz.
Mamy najlepsze miejsca na halii. Widok na boisko po prostu świetny. Pierwszy gwizdek arbitra i już zatracam się w oglądaniu tego pięknego widowiska. Nie docierają do mnie głosy z zewnątrz, a mój wzrok skupiony jest tylko na piłce, no i zawodniku z numerkiem 9 na koszulce. Każde zderzenie piłki z parkietem po stronie przeciwnika objawia się u mnie wybuchem radości, każdy atak Zbyszka sprawia, że się uśmiecham i jestem dumna z tego, że znam tego człowieka, świetnego zawodnika. I pomyśleć, że taka mała piłka i kawałek parkietu może dać tyle szczęścia. Po dzisiejszym dniu wiem, że są dwie rzeczy, które naprawdę mnie uszczęśliwiają-siatkówka i zakupy...
Tie-break. Piłka meczowa dla Rosjan przy stanie 14:12. Na zagrywkę wchodzi Spiridonov i... Niestety trafia. Mecz kończy się asem serwisowym rosyjskiego przyjmującego. Nasi zawodnicy schodzą z boiska jako pierwsi. No tak ból po porażce... Hala po woli pustoszeje. My też wychodzimy. W ciszy kierujemy się do hotelu, każdy idzie do swojego pokoju.
Biorę szybki prysznic i od razu idę spać, bo jutro rano wyjeżdżamy.

Słyszę dźwięk budzika i mam przemożną ochotę go wyłączyć, ale wiem że jeżeli teraz to zrobię, później nie zdąrzę. Otwieram powoli jedno oko, następnie drugie i spoglądam na wyświetlacz komórki, który wskazuje równo godzinę 7. Niezdarnie wstaję z łóżka i idę w kierunku łazienki. Biorę chłodny prysznic, który sprawia, że od razu mam więcej energii do życia. Włosy wiążę w luźnego koka i zakładam jasne jeansy i szarą koszulkę. Na koniec lekki makijaż i gotowe.
Kiedy schodzę na śniadanie, trójka moich towarzyszy już tam jest i zacięcie nad czymś debatuje. Jednak kiedy mnie widzą od razu cichną i niepewnie zmieniają temat. Chyba wiem o czym rozmawiali, ale nie mam ochoty znowu zaczynać jakąś awanturę. Uśmiecham się, więc i siadam obok Kai. Piję herbatę i powoli jem jedną małą kanapkę, pomimo tego, że w ogóle nie jestem głodna. Stare objawy powracają, a ja muszę z nimi walczyć...
Już po godzinie od śiadania siedzimy wszyscy w miśkowym aucie. Niestety Bartman też z nami wraca. Na szczęście nie muszę na niego patrzeć, bo usiadł sobie z przodu. Wciąż nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa, oprócz krótkigo "Cześć". A mi chyba taka sytuacja pasuje, bo jakoś straciłam ochotę na wyjaśnianie tej niefortunnej sytuacji.
Każdą niezręczną dla mnie ciszę, rozładowują Kaja z Michałem i Dominikiem. Ja w ogóle się nie odzywam. Gdybym miała wracać tylko ze Zbyszkiem, pewnie cała droga upłynęła by w ciszy...
W końcu dotarliśmy do Rzeszowa. Ja, Kaja i Bartman wysiadamy obok naszego bloku, a Michał odwozi Dominika. Właśnie chcę wziąć swoją torbę, kiedy powstrzymuje mnie dłoń Zbyszka.
-Pozwól, że ja to wezmę.-mówi i niepewnie patrzy na mnie. Zabieram tylko swoją dłoń i pozwalam mu wziąć moje rzeczy. Wchodzimy po schodach w ciszy. Kaja tylko co chwilę zerka na naszą dwójkę, widzę, że czuje napięcie, któro jest pomiędzy nami.
-Karolina. Możemy porozmawiać?-pyta nie pewnie. Kiedy już chcę wejść do swojego mieszkania.
-Ale o czym ty chcesz ze mną rozmawiać?
-Przecież wiesz...-mówi i niepewnie się uśmiecha.-To co wtedy pomiędzy nami zaszło. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale to było tak spontanicznie. Po prostu nie potrafiłem wtedy nad sobą panować...
-Mhm... Ok. Powiedzmy, że rozumiem. Wszystko by było w sumie w porządku, gdybyś ty wtedy nie uciekł...
-Czyli mam u ciebie jakąś sznasę?
-Tego nie powiedziłam.-na tym kończę naszą rozmowę. Wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długą nieobecność na blogu i za te wszystkie zaległości, które u Was mam... Niestety problemy, które teraz mam kompletnie zabrały mi ochotę na pisanie i czytanie czegokolwiek, do tego jeszcze doszła szkoła i niekończące się zadania domowe i wyszło jak wyszło... Obiecuję jednak, że nadrobię wszystkie zaległości u Was jak najszybciej ;)

Ten rozdział dedykuję szczególnie mojej Patrycji i Kindze, bez których ten rozdział pewnie wciąż by się nie pojawił. To one motywowały mnie do napisania kolejnych przeżyć Karoliny i pokazały, że ktoś wciąż chce to coś czytać... Tak więc Dziewczyny-Jesteście Najlepsze <3

Okey kończę już tę moją przemowę, bo zaraz będzie dłuższa niż rozdział...
Chcę tylko poweidzieć, że nie wiem kiedy pojawi się następna część historii o Zbyszku i Karolinie. Miejmy nadzieję, że jak najszybciej ;)

Jeszcze raz wszystkie Was przepraszam i pozdrawiam te, które wciąż jeszcze mają ochotę to masło maślane, które jest wyżej ;)

Buźki A. ;*